|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kościół i Katolicyzm » Organizacja i władza » Kler
Geneza i paradoksy teizmu [4] Autor tekstu: Lucjan Ferus
Skutki bowiem domagają się
odpowiadającej im przyczyny. Oto mamy wyjaśnienie wg jakiego schematu były
tworzone mity religijne: ten hebrajski mędrzec (będący też zapewne kapłanem,
gdyż we wstępie biblijnym napisano: „Księga Rodzaju w dzisiejszej swej
postaci wywodzi się z kół kapłańskich, które wycisnęły na niej szczególnie
wyraźnie znamię teologiczne"), po prostu wymyślił
"przyczynę" pasującą do późniejszych skutków, czyli „tłumaczącą"
je na zasadzie analogii do znanych mu faktów z historii Izraela (to te jego
przemyślenia i co ciekawe dotyczące wyłącznie
narodu wybranego). Schemat tego rozumowania jest wszędzie taki sam: leżące u podłoża przekonanie, że człowiek jest dziełem bogów (potem Boga), do którego
należy dopasować inne „prawdy", uzasadniające (wg mniemania ich twórców)
różne aspekty bieżącej rzeczywistości.
Dokładnie ten sam schemat zastosowano w historii o Sodomie i Gomorze:
Dwa miasta zostają zniszczone przez Boga ogniem i siarką. Oczywiście dlatego,
że ich mieszkańcy byli nieprawi, występni i źli, dosięgła ich za to kara
boska! Chcąc wytłumaczyć ten i podobne jemu mity, należy wczuć się w sposób
rozumowania ówczesnych ludzi; uważali oni nie tylko klęski żywiołowe ale
nawet chorobę czy nieszczęśliwy wypadek, za karę lub dopust boży. Nic
dziwnego zatem, iż wieść o zniszczeniu dwóch miast (prawdopodobnie przez
erupcję wulkanu), musiała natychmiast otworzyć kwestię winy.
Obrazowi katastrofy powinien był towarzyszyć obraz równie straszliwych grzechów
osób tą klęską dotkniętych, w przeciwnym wypadku świat
pozbawiony byłby sensu (wg Drugi kot w worku Władysław Kopaliński).
I
oto mamy wyjaśnienie winy, która
została dopasowana do hipotetycznej kary!
W ten prosty sposób, logiczny ład doświadczanej rzeczywistości, czyli
wizerunek „porządku" panującego w świecie rządzonym przez Boga, zostaje
zachowany i umotywowany. Po co więc te naturalne katastrofy były wciągane w obręb bożych działań? Aby pokazać boską potęgę i możliwości w karaniu
niewierzących, nieprawomyślnych czy opornych. Jest to najbardziej
wyeksponowana ze wszystkich czynności Boga w stosunku do ludzi: pokazowe
okrucieństwo w karaniu odstępców od jedynie słusznej wiary.
Jak trwale ten schemat rozumowania zakorzenił się w świadomości
ludzi, przenikając do naszych czasów, niech świadczy następujące
wydarzenie: W 1755r. w Lizbonie po trzęsieniu ziemi wybuchł potężny spór:
czy należy uważać je za wykonanie wyroku sądu doraźnego w niebiosach, czy
raczej za katastrofę pozbawioną wyraźnego oblicza moralnego (W. Kopaliński,
jak wyżej). Przypomnijmy sobie też,
jak tłumaczyli współcześni moralizatorzy np. niedawny tragizm tsunami,
niszczycielski huragan Katrina, AIDS czy inne kataklizmy: zasłużona kara
boża za grzechy ludzi, między innymi odchodzenie od wiary!
Wróćmy jednak do tematu. Na pierwszy rzut oka widać, iż mit o upadku
ludzi w raju, w swym sensie przypomina mit o Prometeuszu: „Prometeusz wykrada
bogom z nieba ogień i daje go ludziom. Czeka
go za ten czyn potworna kara, a człowiek dzięki ogniowi staje się panem ziemi i konkurentem bogów". W obu tych mitach człowiek odbiera część
władzy nad sobą, staje się mniej zależny od bogów (potem Boga). I w tym
tkwi sedno sprawy: uniezależnienie się
człowieka od Boga. Za to groziła zawsze największa i najsurowsza kara.
Czy to naprawdę sam Bóg bał się, aby człowiek nie był zbyt mądry i by mu przez to nie zagroził (jak np., w micie o wieży Babel)? Nie! Cóż to byłby
za „bóg", który obawia się własnego stworzenia?! Jeśli przyjąć, iż
prawdą jest, że to kapłani są stwórcami
naszych bogów, to odpowiedź jest oczywista: to oni wykreowali taki wizerunek
Boga, który nie może pozwolić na to — pod groźbą wymyślnych kar — aby
ludzie wyzwolili się spod jego władzy. To oni od zawsze byli strażnikami
wiedzy, którą potrafili umiejętnie wykorzystywać. Te mity powstawały w czasach, kiedy jedynie kapłani posiadali głębszą wiedzę o świecie i strzegli jej jak oka w głowie. Oni dobrze wiedzieli, że wiedza
to władza (nie dotyczy to naszych władz, wybieranych wg zupełnie innych
zasad).
Dobrze więc zdawali sobie sprawę z tego, iż każda tajemnica, każda
wiedza im wydarta, w jakimś stopniu uniezależni człowieka od nich. Z tego
powodu właśnie, ich „bóg" był tak bardzo niezadowolony z tego, że człowiek
chciał coś wiedzieć sam, bez jego pośrednictwa. Sam chciał decydować co
dla niego dobre a co złe. Dlatego musiał zostać tak srogo ukarany, aby następcy
wiedzieli, że bezkarnie nie wydziera się Bogu tajemnic, a tak naprawdę kapłanom,
którzy go reprezentują. Biorąc powyższe pod uwagę, należy przypuszczać, iż
to dziwne zdanie, które wypowiada Jahwe już po ukaraniu ludzi w raju: „Oto
człowiek stał się taki jak My: zna dobro i zło; niechaj teraz nie wyciągnie
przypadkiem ręki, aby zerwać owoc także z drzewa życia, zjeść go i żyć
na wieki" (Rdz 3,22), należy rozumieć w ten oto sposób:
„Oto człowiek chce stać się taki jak my; znać dobro i zło, niechaj
teraz nie wyciągnie przypadkiem ręki, aby odebrać nam władzę i rządzić się
bez nas, przez wieki". W tym zdaniu — niezrozumiałym z religijnego punktu
widzenia — ukryty jest odwieczny strach kapłanów, przed możliwością
uniezależnienia się człowieka od ich władzy. Dlatego od tysiącleci walczą
zaciekle i z determinacją z każdym przejawem niezależnej myśli. Ilu ludzi straciło życie w tej nierównej
walce? Mnóstwo! Ci wszyscy, którzy zginęli to nie ofiary walki w obronie
idei, to ofiary walki z władzą. Władzą
kapłanów w tym przypadku, którzy nigdy nie przebierali w środkach aby tę
władzę zachować i utrzymać jak najdłużej.
A
zatem, czy grzech pierworodny istnieje naprawdę, czy jest tylko wymysłem człowieka? W sensie religijnym gdzie jest synonimem
nieposłuszeństwa człowieka przeciwko swemu Stwórcy — nie istnieje
(tzn., nie istnieje poza "rzeczywistością"
religijną). Natomiast można by uznać, iż
prawdziwym „grzechem pierworodnym człowieka" (w umownym znaczeniu),
jest jego pochodzenie zwierzęce. Pozostałości tego rodowodu tkwiące w ludzkiej naturze, skłonnej do czynienia podłości, gwałtów, zbrodni, grabieży,
wojen, oraz nacjonalizmu, szowinizmu, nietolerancji i wielu innych cech naszej ułomnej
natury, których człowiek się wstydzi — to jest nasz prawdziwy „grzech
pierworodny".
Dziedzictwo naszej natury, czyli
pozostałość po zwierzęcych przodkach. A więc już wtedy ludzie będąc
świadomi swej ułomnej natury, szukali wytłumaczenia w niebie, nie podejrzewając,
że przyczyny tkwią na ziemi, obok nich i w nich samych. Ludzie nie chcieli i nie chcą w to wierzyć nadal. Wolą się żywić iluzją, która jest im bliższa
gdyż zżyli się z nią od dziecka. Jako antidotum na zło immanentne ich
naturze, nadal wolą stosować magiczne zaklęcia, rytualne zachowania i symboliczne gesty, wierząc w oczyszczającą moc „słowa bożego", wody świeconej i kadzidła. I są nadal przekonani, iż nad naturą, której są dziećmi, również
można zapanować przy pomocy „świętych" symboli, słów i rytuału. Tak,
jak wierzyli ich przodkowie tysiące lat temu.
Lecz piętno wyciśnięte na naturze człowieka przez jego zwierzęce
pochodzenie jest zbyt głębokie,
aby człowiek mógł się od niego całkowicie uwolnić lub zapomnieć o nim. Póki
więc nie przyjmie on tego do świadomości i nie zaakceptuje, będzie miotał
się bezsilnie w sieci sprzecznych „prawd" religijnych, które niczego nie
wyjaśniają a wręcz odwrotnie; sprowadzają rozum na manowce myślenia, łudząc
go sprytnie pomyślanymi iluzjami życia wiecznego (po śmierci, oczywiście!) w zamian za doczesne panowanie kapłanów nad ludzkimi sumieniami.
Już
na koniec tej części tekstu, przytoczę bardziej rozsądną interpretację
mitu o upadku pierwszych ludzi (już nie pamiętam źródła z którego ją
pozyskałem ani jej autora). Nie jest ona wewnętrznie sprzeczna jak w wersji
religijnej i co ważniejsze, zgodna ze współczesnymi poglądami na ten temat.
Oto ona: "Na początku swej drogi rozwoju człowiek żył w raju
nieświadomości; nie znał praw rządzących przyrodą, nie uświadamiał
sobie własnej przemijalności i śmiertelności. Nie istniało dla niego pojęcie
śmierci z przyczyn naturalnych. Przeciętna jego życia wynosiła
wtedy ok.18 lat i człowiek miał prawo wierzyć, że gdyby nie przytrafiło mu
się coś złego — mógłby żyć nie wiadomo jak długo.
Nabycie wiedzy popartej doświadczeniem, spowodowało psychiczny upadek
człowieka, ponieważ uświadomił on
sobie własną śmiertelność. Był to proces bardzo długi, rozciągnięty na
wiele tysięcy lat. Ta gorzka świadomość i wcale niechciana (co odzwierciedla
sam mit) spowodowała, iż człowiek został wygnany
z raju niewiedzy dotyczącej własnego losu. Stan niewinnej nieświadomości został zastąpiony stanem wyższego
uświadomienia, a więc także i odpowiedzialności,
co wiązało się z utratą wolności (także
wyboru). Odtąd człowiek zawsze będzie tęsknił do powrotu, do tego
beztroskiego stanu szczęścia, jaki cechuje ludzi nie obarczonych wyższą świadomością.
Stanu, który można porównać do szczęśliwego dzieciństwa, lecz do niego — niestety — nie można powrócić".
LITURGIA I RYTUAŁ
Następny problem uzasadniający moją tezę to liturgia i rytuał. "Liturgia — publiczna forma kultu religijnego, ogół
zbiorowych i zrytualizowanych czynności sakralnych" („Słownik wyrazów
obcych" PWN). Kiedyś zadałem sobie pytanie: Gdyby nie wymyślono liturgii i rytuału w dziejach religii, cóż innego mieliby do roboty kapłani? Liturgia
jako symboliczny teatr odgrywany
przed ludem, jest pozostałością po magii czarowników plemiennych (szamanów).
Symbolika liturgii to język abstrakcyjnych, wymyślonych pojęć, których
inaczej nie można przekazać, gdyż nie są desygnatami; nie istnieją poza wyobraźnią człowieka. Zatem parę
zdań o genezie liturgii.
Mamy więc taką oto sytuację: z jednej strony jest Bóg wszechmocny i wszechwiedzący, Stwórca niewyobrażalnie ogromnego wszechświata (miliardy
galaktyk, a w każdej z nich setki miliardów gwiazd). Bóg, który wie wszystko o swym dziele i swych stworzeniach, nieskończenie wcześniej niż cokolwiek
zaistnieje w naszej rzeczywistości. Jednym słowem; Bóg Absolut, który może
wszystko, wie wszystko, jest wszędzie, zawsze był i będzie (tak widzi to
nasza teologia).
A z drugiej strony są ludzie (kapłani), którzy ubierają się w paradne kolorowe stroje, wykonują rytualne gesty, czynności i śpiewy. Komu to
ma służyć? Czy tym widowiskowym rodzajem zachowania służą Bogu? Dziwna to
zaiste „służba", biorąc pod uwagę atrybuty naszego Stwórcy. Czy dla
wszechmocnego i wszechwiedzącego Boga może mieć jakieś znaczenie, że jakiś
kapłan założy taką szatę a nie inną, w takim lub innym kolorze, takie a nie inne nakrycie głowy, zapali świecę lub nie, przyklęknie na kolano przed
„świętym" obrazem, okadzi coś lub nie, przeżegna się w określony sposób
czy też pokropi „święconą" wodą, lub wykona inną wyuczoną, rytualną
czynność?
1 2 3 4 5 6 7 Dalej..
« Kler (Publikacja: 01-10-2012 Ostatnia zmiana: 08-10-2012)
Lucjan Ferus Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo). Liczba tekstów na portalu: 130 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Słabość ateizmu | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8397 |
|