|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Społeczeństwo „Optysynchronizm” a postęp [1] Autor tekstu: Norbert Paprocki
Uwaga, uwaga,
przedstawiam definicję postępu, nie jego opis (no dobrze, niech będzie, że
to tylko teoria):
Progres
polega na coraz bardziej optymalnym synchronizowaniu się elementów systemu, by
zminimalizować jego niedociągnięcia, skutki uboczne działania, a zmaksymalizować pożądany jego efekt, co jest tożsame z optymalizacją jego
wydajności, bez względu na to, co mechanizm „produkuje".
To właśnie, jak
mniemam, rdzeń progresu, czyli to, na czym postęp polega- znana wielu
optymalizacja, aczkolwiek poprzez uprzednią synchronizację; w kolejnych
partiach tekstu postaram się dowieść, iż optysynchroniczny
mechanizm to pryzmat, przez który można spoglądać nie tylko na gospodarkę,
czy technologię, albo jeszcze wężej, samą ergonomię pracy, lecz na każdą
ze sfer życia oraz oceniać pod jego kątem, czy ma w niej miejsce progres, czy
też nie. Jako, że wszystkie sfery (jak polityka, społeczeństwo, gospodarka,
nauka „ścisła" i „humanistyczna", które zwykle nazywać będę
systemami, podsystemami i nadsystemami, a więc tym, czym one w istocie są)
łączą się, musi istnieć też algorytm,
który będzie miał zastosowanie w rozmytych „łącznikach" pomiędzy
systemami. Jego opis pozwolę sobie streścić
nieco później.
Powyżej przedstawiłem sedno
postępu. Wszystkie natomiast określenia, które na ogół go dotyczą, jak
„ulepszanie, udoskonalanie, parcie do przodu" to zaledwie opisy skutków
postępu, mantra synonimów, których używamy intuicyjnie w celu podkreślenia
afirmacji dla jego owoców: wszystkie te pojęcia nacechowane są bowiem
pozytywnym, emocjonalnym stosunkiem do progresu- dlatego kojarzymy go np. z pójściem
wprzód, gdyż jest to po prostu standardowy i właściwy kierunek poruszania
się. Stąd nie mamy kłopotu z powiedzeniem, iż smartfon z funkcją suszenia włosów
jest postępem w stosunku do starego padła, z którego dało się tylko dzwonić
(znów synchronizacja), lecz przy programie partii lub ideologii czy
jakimkolwiek innym bardziej złożonym zjawisku i z określeniem ich progresywności
mamy większy problem.
Rywalizacja, którą często
uznaje się za napęd postępu, jest natomiast jeśli nie przeceniana, to
przynajmniej traktowana zbyt pierwszoplanowo. To po prostu ostatni etap każdego z cyklów synchronizacji, polegający na filtrowaniu elementów i odrzucaniu
tych, które na pewno do siebie nie pasują (jak wyrzucanie w kąt klucza
niepasującego do danej śrubki, czy wyrzucaniu przesądu z debaty publicznej,
kiedy już obnaży się jego sprzeczność ze zdrowym rozsądkiem; na taki filtr
pluralizmu przyjdzie nam jednak jeszcze poczekać, ponieważ sam urządzony jest
idealistycznie, w myśl nielogicznego hasła, że skoro np. religia pociesza, to
można jej wybaczać niespójność, czy też zupełnie absurdalnej,
dualistycznej koncepcji „odrębnych magisteriów").
Progres ogólny w obrębie
ludzkiego gatunku (którego docelowym „produktem" tak dziś jak i w przyszłości
ma być finalnie optymalny poziom szczęścia w społeczeństwie) dokonuje się
dzięki świadomości i racjonalności ludzkich umysłów. Fakt, że genom
ludzki i jego konfiguracje (genotypy) są zwykle funkcjonujące optymalnie,
przekłada się tylko i aż na potencjał określonego
progresu samych jednostek, czyli poszerzania horyzontów; dostrzegania
kompleksowości świata wokół oraz systematyzowania współzależności w nim
za pomocą racjonalnego myślenia wspomaganego empatią. Ten potencjał (bez
odpowiedniej stymulacji pozwalający zaledwie na to, żeśmy jeszcze się
wszyscy nie pozabijali) uzewnętrzniał się w religiach, mitologiach i ideologiach z chęcią do wyjaśnienia i usystematyzowania świata, lecz
niewystarczający (nieoptymalny) poziom wiedzy ogólnej długo nie mógł
pozwolić na zaczątki poruszania się we właściwym kierunku- w kierunku
rozwoju. Do niego pierwsze kroki poczyniła po prostu racjonalna nauka i którego ścieżką
nadal kroczy będąc jedynym narzędziem pozwalającym na optysynchronizację
wszystkiego ze wszystkim (nie licząc idealizmu z podejściem racjonalnym, a więc i optymalnym — tutaj zgoda jest niemożliwa, a raczej gnuśny, święty spokój).
Jeszcze inną przyczyną długiego okresu ciemnoty może być fakt, iż „mózgi"
prymitywnych systemów społecznych (dyktatorzy, faraonowie, monarchowie),
najpierw wyróżniali się przede wszystkim umiejętnością psychologicznej, być
może dobrodusznej manipulacji bez szczegółowej wiedzy o ludzkiej psychice.
Następnie manipulacja ta musiała przyjmować coraz bardziej jasne znamiona
cynizmu, z racji nieco poszerzającej się wiedzy (sztandarowy przykład to
przewidywanie pogody), wraz z mylnym przekonaniem o „niższości" pewnych
kast i rozbuchanym, samczym ego zdolnym do zarządzania ciemną i ponoć dozgonną
hołotą.
Obecnie nauka, która
musi stać się w końcu „mózgiem" naprawdę wszystkiego, weszła już na
taki pułap progresu, że nie potrzebuje żadnych mitów dla objaśnienia
podstawowych praw/prawidłowości rządzących światem. Dostrzegalne są
oczywiste między nimi analogie, co każe przypuszczać z ogromną dozą
prawdopodobieństwa, że w przyszłości rozwikłane będą również właściwości
kwantów i ich relacji między sobą. W chwili, kiedy nauka zniszczyła ostatnie
kryjówki dla duchów i bóstw, nastąpił niezauważalny przełom, uświadamiany
bardzo powoli: osiągnęliśmy wtedy OPTYMALNY poziom wiedzy niezbędny ku temu,
by móc wszystko przebudowywać pod kątem wartości optymalnych, a nie
idealistycznych.
To, iż świadomość w społeczeństwie rozłożona jest różnie dzięki zróżnicowaniu stopnia
potencjału u poszczególnych jednostek, stanowi oprócz poznania cząstkowego
jedną z przyczyn faktu, dlaczego historia naszego gatunku to nieustanne pasmo
cyklicznych katastrof i zwycięstw. Rozkwitania wielkich cywilizacji a następnie
ich upadku. Podobną prawidłowość wzlotów i upadków zauważamy na płaszczyźnie
jednostkowej, u ludzi niezwykle świadomych, którzy nie biorą jednak pod uwagę
faktu, że większość nie dzieli z nimi ich perspektyw, a po pierwsze nie
posiada naturalnego potencjału do tak intensywnego rozwoju sfery emocjonalnej
wraz z intelektualną. Tacy ludzie szukają prawdy na temat całej ludzkości,
syntetyzują, analizują, lecz jednocześnie wszystko bardzo głęboko odczuwają;
zapominają przy tym, lub nie są świadomi prostego źródła swoich rozterek:
inni ludzie nie odbierają tego, co się dzieje, tak dogłębnie, w związku z czym ich wybryki, gruboskórność, czy zwyczajna głupota nie domagają się
wielkich zamartwień nad kondycją ludzkości. Ta jest od tysiącleci w niestety, bardzo podobnym położeniu.
Wielkim i nieco mniejszym
myślicielom naszej historii, takim jak Osho, Budda, Jezus, czy Platon, brakowało
naturalnie empirycznej wiedzy na temat ludzkiej i kosmicznej natury, w związku z czym górę nad ich koncepcjami brała ostatecznie intuicyjna wiara w każdego
człowieka bez wyjątku: wypełniała wszystkie luki w faktach im niedostępnych.
Przez to ich ideologie czy stworzone przez nich religie są niemal na wskroś
idealistyczne; nie da się ich „zastosować", czy też zaimplementować w system ludzkich przekonań w takim celu, by człowiek zsynchronizował się wewnętrznie,
uzyskując optymalną równowagę wewnętrzną
potrzebną do życia w systemie społecznym, a następnie kolejnych
nadsystemach. Człowiekowi jest
bowiem potrzebna do tego wiedza o człowieku jako takim, a nie wiara
w to, co go tworzy.
Doświadczenia oraz
mechanizmy, które wypracowaliśmy wskutek wieków doświadczeń, wskazują na
wspólny mianownik w procesach społecznych. Najważniejszym z tych mechanizmów
zdaje się być wolny rynek, czy też jako zjawisko, wolnorynkowość. Gdy
uczynimy choćby pobieżny przegląd rozwoju samej Europy, dostrzeżemy swoisty
pęd do wyłonienia się wolnego rynku; dzisiaj, biorąc pod uwagę kontekst XXI
wieku, wolny rynek cechuje coraz wyraźniejsza ekspansywność. Ostatnie
zdarzenia (mamy rok 2013) wytwarzają złudzenie jego upadku, ale jest to
jedynie kolejny „nieuchronny" kryzys gospodarczy, wyciskający piętno na
pozostałych sferach życia obywateli.
Owe wahania widoczne na
wykresach, hossa oraz bessa gospodarcza, moim zdaniem
wykazują chwiejność systemu u samych jego podstaw. Rozchwianie tej
sinusoidy będzie coraz większe, a co za tym idzie, przepaści finansowe i inne
między ludźmi coraz głębsze (lub inna metafora- mury coraz grubsze), im dłużej
system gospodarczy, a w konsekwencji rynek
medyczny czy technologiczny będzie czynił progres bez progresu najmniejszych,
lecz najistotniejszych i pierwszorzędnych systemów. Może zabrzmieć to
wariacko, ale systemy o których mowa, to systemy ludzkich przekonań,
niekompatybilne z ludzką naturą, a więc niezsynchronizowane również z tym,
czego owa natura naturalnie domaga się, czyniąc przerzuty na „kulturę"
(która nie jest przecież gmachem nad naturą pierwotną cudownie zawieszonym,
ale jej przedłużką, typową w tak złożonej formie tylko dla naszego świadomego,
racjonalnego gatunku).
Ludzki system przekonań
jest swego rodzaju zbiorem sterowników, niezdolnych do szybkiego zmodyfikowania
naszego budulca genetycznego, lecz zdolnych do regresu człowieka poprzez
zaprzepaszczenie jego naturalnych możliwości. Ma to związek z regresem
szkolnictwa, a w konsekwencji, mocnym spowolnieniem rozwoju naukowego w średniowiecznej
Europie. Regres ten polegał u samych fundamentów, na wgrywaniu w umysły
dogmatów, czyli nieudowodnionych, rozbudowanych twierdzeń, które nie są
oczywiste same przez się, jak aksjomaty. Na pierwszy rzut racjonalności, w miarę postępu wiedzy, wyglądają na niespójne i domagające się
weryfikacji, lecz te pretendują już do miana prawd niepodważalnych,
niezmiennych i uniwersalnych, a zatem niewymagających dopełnienia, odjęcia
czegoś, czy tym bardziej zanegowania. Wiara w wieczność, intuicyjna dla
nas, nie stanowi zagrożenia sama z siebie (bóg może być w imaginacji liberałem
nieingerującym w życie). Problemem jest reszta założeń, które
charakteryzują bogów czy boga, zasady przez nich/jego rzekomo przekazane, a w
konsekwencji, warunki które należy spełnić, by do domniemanego raju się
dostać.
W założeniach tych widać
podstawowe logiczne niespójności (jak np. problem Teodycei: wszechwiedza oraz
wszechmoc boga, które wzajemnie się wykluczają; albo też miłosierdzie i wszechmoc, które każą wierzącym pytać o „sens" niezawinionych cierpień
milionów ludzi, choć to akurat powód rozterek stricte wewnętrznych). Inne
sprzeczności nie są już z miejsca
dostrzegalne, choć szkodliwe społecznie, jak dla przykładu dosadny wymóg
„miłowania bliźniego swego jak siebie samego", głoszenie kompletnej
„bezinteresowności", grożenie piekłem za same myśli około seksualne,
jakoby już nawet same w sobie były winą. Nie jest to kompatybilne z ludzką
naturą, gdzie jak wspomniałem, jedynym ostatecznym, realnym dualizmem nie do
pogodzenia nie jest „Dusza vs. Ciało", lecz idealizm (zrodzony, wyhodowany i pielęgnowany w ignorancji) kontra optysynchronizm (czyli pryzmat starający
się objąć podstawowe aksjomaty zgromadzone dotychczas przez gałęzie nauki w celu ich synchronizacji i optymalizacji systemu przekonań i kolejno pozostałych
nadsystemów w których funkcjonują ludzie). Jeszcze prościej mówiąc- nie do
pogodzenia jest ignorancja z wiedzą.
1 2 3 4 Dalej..
« Społeczeństwo (Publikacja: 10-04-2013 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8891 |
|