|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kultura » Historia
Wineta, Wolin, Polska - morskie kulisy historyczne [1] Autor tekstu: Mariusz Agnosiewicz
Spis treści: Zapomniany Światowid II RP Garść uwag metodologicznych Relacja Adama z Bremy o Winecie Ujście Odry — epicentrum gospodarcze Bałtyku Wineta a Polska Dlaczego Wineta została „zapomniana" Wolin — największe polskie miasto Znaczenie orła białego Polska — państwo z morza Wielki projekt okiełznania morza *
Jedną z najbardziej fundamentalnych cech III RP jest zanik wieloletnich, czyli długofalowych planów i strategii rozwoju kraju. Stało się to wyrazem
irracjonalnego zawierzenia w ideę Niewidzialnej Ręki Rynku w sposób totalny. Najbardziej charakterystycznym tego wyrazem stało się hasło ministra przmysłu:
„Najlepszą polityką gospodarczą państwa jest brak polityki gospodarczej państwa". W ten sposób z jednej skrajności — przeregulowania centralnego sterowania
— popadliśmy w drugą skrajność zaniku nawet najbardziej ogólnych planów rozwoju kraju, z nielicznymi wyjątkami.
Jednym z ciekawszych wyjątków jest wieloletni program okiełznania naszego morza, który wreszcie zaczyna nabierać kształtów. Został on sformułowany ustawą z
dnia 28 marca 2003 r. o ustanowieniu programu wieloletniego „Program ochrony brzegów morskich", który swoim zakresem ma obejmować lata 2004-2023.
O ile ogólnie UE jest mocno przereklamowana, o tyle ta właśnie kwestia jest moim zdaniem przykładem gdzie dotacje pełnią sensowną rolę (85% dofinansowanie
tego programu).
„Ochrona brzegów" brzmi nader niepozornie, lecz w istocie znaczenie tego programu ma wymiar historyczny.
Zapomniany Światowid II RP
Dostęp do morza był od wieków kluczowym czynnikiem budowy potęg ekonomicznych. Jednocześnie morze nieustannie pożera i niszczy nadmorską gospodarkę.
Obecnie dostrzegamy to wyraźniej przez pewien wpływ zmian klimatycznych, lecz wbrew pozorom mają one tutaj znaczenie drugorzędne, zaś proces stałego
pożerania brzegów jest odwieczny i destruktywny. Od wieków budujemy nad morzami wielkie ośrodki, bo morza to wielka wymiana handlowa i wielka turystyka, a
morza systematycznie niszczą wszystko, co budujemy. Trwa to czasami dłużej, czasami krócej, lecz w wymiarze historycznym każda budowla lub formacja
nadmorska jest budowaniem na piasku. Odpowiadają za to zjawiska hydrogeologiczne zwane abrazją.
Mówiąc obrazowo, lądy nie tyle leżą nad morzami, lecz nieustannie walczą z nimi. Morza taranują lądy milionami fal.
Najsławniejszym polskim symbolem stałego pożerania lądu przez morze są ruiny kościoła w Trzęsaczu, jedyny taki okaz w Europie. Był to wybudowany w XV w.
kościół oddalony od morza ok. 2 km, który w XX w. Bałtyk dosłownie rozebrał. Ostatnie 250 lat to stałe próby jego ochrony przed nadchodzącym morzem. Już w
1750, kiedy odległość od morza zmalała do 58 m zrozumiano, że morze stale się „zbliża". Zaczęto wówczas budować pierwsze osłony. Nabożeństwa odprawiano w
nim do 1868, kiedy kościół był zaledwie 1 m od brzegu klifu. Dokładnie w 1900 morze zabrało pierwszą część murów. Jego rozbiórka morska trwała cały XX w.
Dziś została ostatnia efektownie stojąca nad morzem ściana świątyni. Współczesne projekty ochrony brzegów morskich opierają się na przekonaniu, że jesteśmy
w stanie ocalić ostatnią ścianę tego kościoła — tak jak kiedyś znaleźliśmy sposób na ochronę przed piorunami.
Fenomen kościoła w Trzęsaczu zrodził piękną legendę lokalną opowiadającą ten przypadek za pomocą Zielenicy, bogini morza, złowionej przez rybaków i więzionej
przez lokalnego proboszcza, która zmarła z tęsknoty i została pochowana na przykościelnym cmentarzu. Od tej pory jej ojciec Bałtyk słał falę za falą, by
wydobyć ciało córki i przenieść je na właściwe miejsce — dno morza.
Równie symboliczny był los wyciągu Światowid na klifie w Jastrzębiej Górze. Był to najdobitniejszy symbol łączności II RP z PRL, który został obalony przez
Bałtyk na początku stanu wojennego. Leżąca pod Władysławowem miejscowość Jastrzębia Góra została wybudowana w II RP i stała się obok Gdyni drugą jej
wizytówką nadmorską, wyrażającą ukierunkowanie rozwoju państwa ku Bałtykowi. O ile Gdynia była projektem nadmorskiego ośrodka handlowo-przemysłowego, o
tyle Jastrzębia Góra stała się najmodniejszym kurortem nadmorskim, do którego ściągała elita Warszawy i który zwano nawet Nową Warszawą. Jastrzębia Góra to
wyjątkowe na Pomorzu klify oraz najdalej na północ wysunięty fragment Polski. Tuż przed wojną spółka akcyjna „Jastgór — Kąpiele na Wielkim Morzu" zbudowała
tam unikalną na Bałtyku wielką windę na klif o wysokości 9-piętrowego budynku. Budowę jednak przerwała wojna. Winda przetrwała wojnę i dokończono ją (tzn.
sam mechanizm wyciągu) w 1966. Niestety już po 5 latach wieża zaczęła się przechylać ku morzu. Runęła w czasie sztormu w styczniu 1982. Jej ruiny leżały
przez kolejne kilkanaście lat — jako okrutny symbol pogrzebanych ambicji morskich Polski. Dziś snuje się bajki o rzekomym szczególnym związku III RP z II
RP, podczas kiedy te podobieństwa są jedynie na poziomie dekoracji. Na poziomie istoty czyli strategii gospodarczej PRL był znacznie bliżej II RP.
Dziś nie odczuwamy specjalnie, że jesteśmy państwem nadmorskim, gdyż nie ma takiej strategii, by ukierunkować rozwój kraju w kierunku morskim. Takie
projekty były cechą kluczową zarówno II RP, jak i Gierka. To wtedy prowadzono nad morzem wielkie projekty infrastrukturalne.
Zdumiewające jest jednak to, że wyciąg Światowid oraz jego spektakularny upadek został dziś praktycznie zapomniany, choć był projektem niezwykle ważnym i
wyjątkowym.
Jeśli polityka historyczna może wypłukać z pamięci zbiorowej ważne dokonania z całkiem nieodległej przeszłości, to cóż dopiero wobec tej dalszej. Procesy
abrazyjne, które wypłukały w 500 lat 2km nadbrzeża zachodniopomorskiego wraz z kościołem, mogły analogicznie wymazywać np. całe nadbrzeżne wyspy, wraz z
całymi centrami polityczno-gospodarczymi (przybrzeżne wyspy dobrze się nadawały na powstawanie potęg handlowych, np. Tyr w okresie przed naszą erą).
Wiele wskazuje na to, że taką potęgę handlową mógł także pochłonąć nasz Bałtyk, w rejonie Zatoki Szczecińskiej — mowa o Winecie. Jedenastowieczny
kronikarz niemiecki Adam z Bremy opisał potężny gród słowiański leżący na wyspie u zbiegu Odry i Bałtyku, „największe z miast, jakie są w Europie", które
górowało nad innymi bogactwem i było wielkim ośrodkiem handlowym skupiającym kupców z całego świata.
Dla historyków opowieść o nadbrzeżnej wyspie, która zniknęła pod wodą brzmi fantazyjnie niczym opowieść o Atlantydzie. Tymczasem jest to zjawisko bardziej
naturalne i zwyczajne niż można sądzić. Wybrzeże Bałtyku niezwykle zmieniało się przez wieki. W świetle dzisiejszej nauki możemy powiedzieć np. że Półwysep
Helski stanie się archipelagiem wysp. Tak jak 800 lat temu.
Garść uwag metodologicznych
Historycy akademiccy uznają, że jest to „legenda", gdyż nie pasuje im to do dominujących narracji historycznych. Wynika to jedynie z naiwnego
metodologicznie założenia, że narracja historyczna kiedykolwiek była czymś innym niż polityką historyczną. Od samego zarania kronikarze i historycy
opowiadali o przeszłości w ujęciu i paradygmacie panującej na danym obszarze polityki i władzy. Tylko tacy byli bowiem wynagradzani, utrwalani i promowani. Pełnili ważne
role dla budowy fundamentów każdego systemu, który utrwalał dane narracje, które następnie były kopiowane i rozwijane przez następców. Narracje niewzmacniające
władzy, nawet jeśli były, to lądowały na marginesach zapomnienia, a jeśli ocalały to siłą rzeczy nie pasowały do narracji władzy. Do dziś mechanizmy te
działają podobnie. Historycy naszych akademii nawet o najbliższych minionych systemach władzy opowiadają za pomocą klisz aktualnie panującego systemu.
Bynajmniej nie jest to zjawisko pejoratywne. Każdy porządny system powinien mieć solidną politykę historyczną, czyli sposób opowiadania o przeszłości,
który umacnia daną wspólnotę. Obok polityki historycznej, która opisuje „dobre" i „złe" dzieje, potrzebna jest także nauka historii, która jest sposobem
badania zmienności cywilizacji ludzkiej.
Akademiccy historycy posługują się wprawdzie coraz bardziej rozwiniętą gamą dziedzin wiedzy, lecz i tak stoją za tym irracjonalne pryncypia metodologiczne,
przewartościowujące znaczenie narracji historycznych do badania historii, a co gorsza traktujące je głównie ilościowo, np. wersja zbieżna u trzech różnych
kronikarzy jest uznawana na bardziej prawdopodobną od tej opisanej tylko u jednego. Jest to błąd, gdyż polityka historyczna się znacznie lepiej
rozprzestrzeniała aniżeli prawdziwa historia. Narracje historyczne są zazwyczaj polityką historyczną, więc nie tyle się je czyta, co interpretuje,
ustalając wpierw komponenty polityki historycznej danego dziejopisa. Zbieżność u dwóch dziejopisów piszących o przeszłości w różnych paradygmatach ma
znacznie większą wagę poznawczą niż zbieżność u pięciu dziejopisów tego samego paradygmatu. itd.
Informacje Adama z Bremy uznano za legendę, gdyż nie pasują do narracji rzymskokatolickiej. W istocie już samo to jest argumentem na rzecz ich
prawdziwości, gdyż nie ulega wątpliwości, że kronikarz ten realizował rzymskokatolicką, kościelną i niemiecką politykę historyczną. Jeśli zatem podaje
informacje inne niż dominujące w tym obozie, to trzeba by wyjaśnić, jaki miałby powód podawania nieprawdziwych informacji. Najczęstszymi sensownymi
powodami rozmijania się z czystą relacją jest kreowanie mitów i legend. Tyle że ich rolą jest umacnianie określonych przekonań i wartości, czyli są jedynie
środkami realizacji polityki historycznej.
Opowieść o potędze słowiańskiego państwa-miasta nie nadaje się na żadną katolicką legendę lub mit, gdyż jest jest zbyt korzystne dla pogan i innowierców.
W istocie pojęcie legenda jest tutaj próbą ukrycia tezy, że wątek ten ma być wymysłem Adama z Bremy. Naturalnie nie można wykluczyć, że kronikarzom
zdarzało się wymyślanie faktów z mniej lub bardziej zrozumiałych powodów. Tyle że historycy do wymysłów sprowadzają wszystkie te treści kronik, które nie
pasują im do przyjętej narracji dominującej.
1 2 3 4 5 6 Dalej..
« Historia (Publikacja: 15-06-2015 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 9860 |
|