Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.447.254 wizyty
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 701 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Przeciwności losu uczą mądrości, powodzenie ją odbiera.
 Państwo i polityka » Stosunki międzynarodowe

Kaukaz w płomieniach [3]
Autor tekstu:

Salman Basajew powitał nas przed bramą. Długa siwa broda. Orzechowe oczy. Zakrzywiony nos i wielka wełniana biała czapa. Jak przystało na ojca człowieka uważanego za nowego imama Kaukazu, zachowuje się nad wyraz godnie. Gdy po posiłku zasiadamy w wyłożonym dywanami reprezentacyjnym pomieszczeniu, daje do zrozumienia, że jest człowiekiem bywałym i doświadczonym. Odbył pielgrzymkę do Mekki. Przyjmował u siebie następcę tronu Jordanii. Opowiada o starożytności rodu — tejpów Bengasoj. Odbudowując dom, wysadzony w powietrze w poprzedniej wojnie, odnalazł kamień, na którym opierał się dach nad progiem. Kamień ten pochodzi z XVII wieku. Twierdzi, że jest w stanie wymienić 24 pokolenia przodków. Wspomina wybuchy bomb atomowych nad semipałatyńskim poligonem. Obserwował je z bliska. Tam byli przesiedleni. Pamięta jak wiosną wygrzebali z topniejącego śniegu setki objedzonych przez psy trupów tych, którzy zmarli z wyczerpania. Rozpoznał rodziców. Dom wzniesiony z czerwonej klinkierowej cegły kazał otoczyć wysokim kamiennym murem ze strzelnicami. Mur jest wyższy niż ten wokół twierdzy Imama Szamila. U sąsiadów budzi strach. Boją się go. Nie zgadzają na robienie zdjęć i nie podają nazwisk. Twierdzą, że swoją posiadłość rozszerzał z bronią w ręku, że nie są prawdziwe opowieści o starożytności rodu. Że faktycznie to on sam pochodzi z Dagestanu.

Siedzimy w paradnej izbie na miękkich kanapach. Czysto. Na ścianach wszędzie dywany. Przy wejściu obok dużego japońskiego telewizora — fotel skierowany na Kaabę — sanktuarium w Mekce. Co jakiś czas wchodzą z dworu mężczyźni w różnym wieku. W skarpetach i z bronią w ręku. Buty zostawiają na zewnątrz. Broń odkładają na stół. Schylają głowę z szacunkiem w kierunku Salmana i rozpoczynają modły. Klęczą. Skupienie. Cisza. Spokój. Nikt nie śmie przerywać. Kiedy wyszli zacząłem z gospodarzem rozmowę. Trwała długo, aż do kolacji. Nie przerwał jej nawet kolejny atak rakiet. Niektóre spadły gdzieś zupełnie blisko. Odłamki poraniły krowy. Salman się śmiał, że na nasz przyjazd chyba wystrzelono rakietowy salut. Rosja teraz całkowicie się rozwali. Ona jest głodna, ale zobaczycie, jak będzie się rozpadać. Może zrobić jeszcze coś takiego, że cała ludzkość zadrży. Oni mają rakiety atomowe.

Tego dnia w Wiedieno uderzyło około dwadziestu rakiet klasy ziemia-ziemia. Eksplodowały w powietrzu. Wyleciały z nich kasetowe bomby. Spadł deszcz odłamków, stalowe igły, kulki. Wszystko to wylatuje, aby nas zabijać. Sami zobaczycie. Salman wskazuje ręką w górę. Gdyby te wszystkie rakiety trafiły w środek wsi, zniszczenia byłyby większe, ale i tak narobiły biedy. Oni nie liczą trupów swoich żołnierzy. — Twarz starca zasępia się jeszcze bardziej. Niknie pod białą futrzaną czapą. — Na własne oczy widziałem tamtą wojnę. Helikopterami wozili trupy i rzucali je w przepaść. I nie raz. Cały dzień helikopter latał tam i z powrotem. Wywozili zwłoki i rzucali je w przepaść. W Groznym paliły się szyby naftowe. Był duży ogień. A oni zwłoki wrzucali do tego ognia. Wychowałem się wśród nich, z nimi pracowałem całe życie, uczyłem się Nawet, ale oni nie uważają nas za ludzi. Moje dzieciństwo i młodość nie były usłane różami. W 1944 zesłali nas na Syberię do Kraju Ałtajskiego. W obwodzie siemipałatinskim byliśmy na zesłaniu. Poczynając od lat 1955, 1956, 1957, zaczęli przeprowadzać wybuchy nad naszymi głowami. Tam testowali bomby atomowe i termojądrowe. To światło. Rozprzestrzenia się dookoła, obejmuje ogromny teren, oślepia. Człowiek staje się ślepy. Nic nie widzi. No, widzi, ale źle. Też na to cierpiałem, bo nie zdążyłem zakryć oczu rękami, jak w nocy była próba. Przymknąłem powieki i tak zepsuł mi się wzrok. Pozwolili nam wrócić już w 57. Kiedy Szamil podrósł, bardzo chciał się uczyć. Czytał, czytał i czytał. Mówił, że chce być prawnikiem. Zdawał na Uniwersytet Moskiewski. Dwa lata próbował. Egzaminy zdawał na 4 i 5. Ale nie dostał się. Tam córki, synowie członków KC partii, sekretarze komitetów obwodowych. On na studia nie mógł się dostać. Przyjechał do domu odwiedzić nas i tu jak raz zastała go rewolucja. Dżochar Dudajew ogłosił niepodległość. Do rozmowy włącza się szpakowaty, o inteligentnej twarzy bliski krewny. Był wykładowcą na uniwersytecie. Czeczeni mieli jeden z najwyższych wskaźników ludzi z wyższym wykształceniem wśród narodów b. ZSRR.

Salman mówił dalej:

Szamil ma takie ciekawe upodobanie, że bierze jedną rodzinę pszczół i patrzy jak od świtu do nocy ta pszczela rodzina pracuje. To znaczy, jak zbiera nektar, jak go przynosi, krótko mówiąc, obserwuje całą działalność tych pszczół i ich wzajemne kontakty. To jest bardzo zdyscyplinowany pododdział. Dyscyplina to podstawa. Jeżeli przełożyć to na język wojskowy, to jeden pododdział wychodzi na zwiady, z przodu, drugi ubezpiecza, trzeci zabezpiecza tyły, czyli przynosi miód. Ci przynoszą, tamci idą szukać, jedni idą w tę stronę, drudzy w tamtą. On sporządził schemat. To był początek wojny, siedzieliśmy razem i dyskutowaliśmy. I powstał cały schemat skoordynowanych działań pododdziału, przy czym dokładnie, na czas, bez opóźnień, na najwyższym poziomie zorganizowany, dyspozycyjny pododdział. Jeżeli wziąć np. pułk i jego działania w ciągu dnia i przenieść to na rysunek, zrobić zarys taktyczny, tj. mapę taktyczną i zastosować w walce, to się udaje. Szamil to wykorzystał. Wykorzystał schemat działania pszczół w sztuce wojennej. Na podstawie funkcjonowania pszczelich rojów: z jednego, drugiego. trzeciego, czy czwartego ula można stwierdzić, jaką wartość ma pokarm przynoszony przez poszczególne rodziny, które są aktywne, które pasywne. Szamil to przenosił na papier i wykorzystywał… do swoich działań bojowych. Jako obrońca Białego Domu w czasie puczu Janajewa w Moskwie otrzymał podziękowanie z podpisem Jelcyna. Wisiało na ścianie z tyłu za telewizorem w jego rodzinnym domu.

Za głowy Szamila Basajewa i emira Chattaba rosyjscy biznesmeni wyznaczyli po milionie dolarów nagrody. Chyba były tego warte. W czarnych brodach obaj nie mieli jeszcze zbyt wielu srebrnych nitek. Wojskowego kroju kurtki nosili rozpięte. Różniły się wzorem kamuflażu. Szamil miał oliwkowo-zieloną, a jego towarzysz czarno-zielonkawą. Przylegające do ciała kamizelki obciążały wypchane amunicją ładownice. Całość uzupełniały lekkie, nieprzemakalne, wysoko sznurowane czarne buty. Wąska, pociągła, blada, zawsze uśmiechnięta twarz Szamila kontrastowała z szeroką o wyraźnie sterczących kościach policzkowych i masywnym kulfoniastym nosie ciemnooliwkową, ponurą twarzą emira. Człowieka, który wielokroć widział śmierć i który wielokroć sam ją zadawał. Robię sobie zdjęcie z dwoma milionami dolarów. Dom Szamila, pełniący rolę jego kwatery głównej, w gradacji celów rosyjskich rakiet na przedmieściu Groznego zajmował poczesną pozycję. Dokładnie dobę po naszej wizycie, wraz z przyległym kwartałem ulic, przestał istnieć. Było dużo ofiar. Z emirem Chattabem rozmawiałem krótko. Przyjął mnie z towarzyszem w pomieszczeniu, którego całe umeblowanie stanowił drewniany stołek i rozrzucony pod ścianą barłóg, pokryty niezbyt czystą pościelą. Nikt nas nie sprawdzał. Nie odbierał broni. Polakom w Czeczenii się wierzy. Są swoi. A broń i tak nosi tu z sobą każdy. Emir siadł na stołku. Padło pytanie: Jakie cechy charakteru powinien posiadać żołnierz islamu?

Chattab odpowiada, wykazując pewne problemy z językiem, którym się posługujemy. Muzułmanin, zgodnie z nakazem swej religii, walczy tylko z żołnierzami, żeby obronić terytorium muzułmanów, przeciwko żołnierzom, przeciwko Rosji. Rosjanie na terenie muzułmanów zaczęli zabijać dzieci, wtedy muzułmanie zaczęli walczyć, tylko z żołnierzami. Kobiet, dzieci, nawet jeśli dostały się do niewoli, zgodnie z religią islamu nie wolno zabić. Dopóki wróg znajduje się na ziemi muzułmanów, musimy walczyć do końca. Dziś walczymy tu, na naszym terenie, dziś bronimy naszej ziemi, naszych kobiet i naszego majątku, tego, co mamy. Emir po rosyjsku mówił kiepsko. Brak słów starał się nadrobić gestykulacją opiętym skórzanym bandażem kikutem prawej dłoni. Spotkanie trwało blisko godzinę. W czasie rozmowy czułem do niego narastającą sympatię. Dalsze losy emira są znane. Otruli go agenci służb federalnych. Szamil stanął przed obliczem Allaha 10 lipca 2006 r. Udzielił mi ostatniego wywiadu.

Wszy szły jedna za drugą. Jedna za drugą. Było ich dużo. Powoli przemieszczały się w lewo, schodziły niżej i znikały z pola widzenia. To, że to są czołgi i opancerzone transportery widać było dopiero przez lornetkę. Staliśmy za betonową bramą ogrodzenia ostatniego domu w stanicy Pierwomajskiej. Należał do Asłana Maschadowa. Naprzeciwko, przy ulicy Sowieckiej, został już tylko mały Islam Umanow z ciotką. W autobus, którym jechała do lekarza w Groznym jego matka z młodszą siostrą, uderzył czołgowy pocisk. Zginęli wszyscy pasażerowie. Islam już wiedział. Starsi bracia jeszcze nie. Byli na froncie pod Gudernesem. Ojca zamęczono w obozie filtracyjnym. Padł ofiarą rosyjskiego wynalazku. Był nim ostry, wbity do ziemi około metrowej długości kół od płotu, do którego przywiązywano ręce. Ojcu kazano w rozkroku stanąć nad drewnianym ostrzem. Ziemia w Czeczenii jest twarda, tłusta, gliniasta. Bardzo urodzajna. Ubite klepisko polano wodą. Nogi ofiary się rozjechały. Ślisko. Zwarł kolana. Oprawcy lali wodę, gdy tylko ziemia zaczynała wysychać. Najsilniejsi wytrzymywali trzy, cztery kwadranse. Ojciec wytrzymał długo. Drewniany kół wcześniej czy później i tak musiał mu rozpruć odbyt. Śmierć następowała po paru dniach. Chyba że jakiś Kozak chciał wypróbować siłę ciosu swojej szabli odcinając głowę. Kozacy z Kraju Stawropolskiego, wprowadzający w Czeczenii konstitucjonnoj poriadok, nosili szable. Na szkolnym boisku, przy zakręcie obsadzonej drzewami po obu stronach stanicznej ulicy, były świeże wykopy. Nieregularne, pokręcone, wężowe. Wyprowadzały na tyły zabudowań. Chłopcy z opołczyny — pospolitego ruszenia - mieli po 17 — 18 lat. Dowodził nimi nauczyciel fizyki. Odmówił podania nazwiska. Miał rodzinę w Rosji. Pierwsze pojazdy pancernej kolumny, które spełzły pod wieczór z okolicznych wzgórz, zapłonęły. Z obrońców stanicy nie przeżył nikt.

Apti Batałow — szef kancelarii prezydenta, podpisując mi akredytację z terminem do 30.11.1999, nie miał złudzeń. Całe życie pracował w organach MWD. Znał mechanizmy władzy. To nie jest żadna etniczna czystka, ani walka z bandytyzmem czy terroryzmem. To krucjata prawosławia, którą ktoś tam w Moskwie — oligarchy, bankierzy, żydzi — prowadzi przeciwko wyznawcom islamu. Rozmawiamy na trzecim piętrze pałacu prezydenta — zwykłego białego budynku w centrum miasta, odróżniającego się od pozostałych niedawno odświeżoną elewacją. Kilkaset metrów dalej była kuchnia, gdzie wydawano darmowe posiłki dla rosyjskich emerytów. Całe życie spędzili w tym mieście, nie mają rodzin na wsi i nie mieli gdzie się udać. Tak jak i w poprzedniej wojnie, podczas ostrzeliwania i bombardowania Groznego najwięcej ginęło etnicznych Rosjan. Do gabinetu dochodziły odgłosy kanonady. Trwała krótko. Ostrzeliwano wsie wzdłuż granicy z Dagestanem. W ten sposób tworzono parokilometrowej szerokości kordon sanitarny. Bardzo skutecznie. Nie trzeba podstawiać środków transportu, organizować służb medycznych, polowych kuchni, zbiorowych toalet, świetlic namiotowych, żłobków i przedszkoli, Wystarczy parę salw z czołgowych dział. Bez celowania. Sanitarny kordon powstawał sam. Federalna bronietechnika szła w nagonce. W nieregularnych odstępach czasu, co dzień, co parę dnina każdy z czeczeńskich aułów, wsi, osad i miasteczek padały salwy rakiet Grad lub Huragan, potomków katiusz, i pociski artyleryjskie. Armaty nowoczesnych czołgów mają zasięg do 18 km. Zwierzyna uciekała. Mieszkańcy wsi zostawiali swoje domy, pola, warsztaty pracy, groby najbliższych, dorobek całego życia.


1 2 3 4 5 6 7 Dalej..
 Zobacz komentarze (2)..   


« Stosunki międzynarodowe   (Publikacja: 16-01-2017 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Witold Stanisław Michałowski
Pisarz, podróżnik, niezależny publicysta, inżynier pracujący przez wiele lat w Kanadzie przy budowie rurociągów, b. doradca Sejmowej Komisji Gospodarki, b. Pełnomocnik Ministra Ochrony Środowiska ZNiL ds. Międzynarodowego Rezerwatu Biosfery Karpat Wschodnich; p.o. Prezes Polskiego Stowarzyszenia Budowniczych Rurociągów; członek Polskiego Komitetu FSNT NOT ds.Gospodarki Energetycznej; Redaktor Naczelny Kwartalnika "Rurociągi". Globtrotter wyróżniony (wraz z P. Malczewskim) w "Kolosach 2000" za dotarcie do kraju Urianchajskiego w środkowej Azji i powtórzenie trasy wyprawy Ossendowskiego. Warto też odnotować, że W.S.M. w roku 1959 na Politechnice Warszawskiej założył Koło Stowarzyszenia Ateistów i Wolnomyślicieli.   Więcej informacji o autorze

 Liczba tekstów na portalu: 49  Pokaż inne teksty autora
 Poprzedni tekst autora: Hej ty ojcze atamanie
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 10081 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365