|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Ludzie, cytaty » Voltaire
Książę Poetów – nowoczesnym biznesmenem [1] Autor tekstu: Mariusz Agnosiewicz
"Oto takimi są bezbożni:
Zawsze szczęśliwi, gromadzący bogactwa"
Psalm 73,12
Właściwie rozumiane prawo natury nakazało Wolterowi (21
listopada 1694 — 30 maja 1778) rzucić hasło bogacenia się, gdyż bogacenie
się jednostki prowadzi do szczęścia powszechnego (Diderot). Sam „książę filozofów i wolnomyślicieli",
główna tuba propagandowa Oświecenia, dawał tutaj dobry przykład. W swych pamiętnikach napisał: "Widziałem tylu ludzi pióra biednych i pogardzanych, że dawno już doszedłem do wniosku, iż nie powinienem powiększać
ich liczby".
Król-DuchOczywiście przez zawistnych jest oskarżany o to, że jego
pieniądze brały się z królewskich i książęcych szkatuł za kadzenie swym
promotorom. Nie zauważa się przy tym, że często było odwrotnie: nawet przez
władców traktowany był jak król. O Fryderyku, z którym po wielkiej zażyłości bardzo się poróżnił, pisał:
"Zwykle to my, ludzie pióra, schlebiamy królom, ten zaś mnie wynosił po
niebiosa, wtedy gdy ksiądz Defontaines i inne łotry przynajmniej raz w tygodniu oczerniali mnie w Paryżu".
Z jakąż nabożnością traktował
go polski król, Stanisław August Poniatowski! W liście do Mniszchowej pisał:
"Chyba już do grobu wezmę z sobą tę przykrość, że taki człowiek żył w moich czasach, a ja nie zdołałem go poznać… Wyobraź sobie, że wyjechałem z Berlina w dniu, w którym on przyjechał, w roku 1750, wyobraź sobie!…".
Niebywale uradowany, że Wolter pisze doń osobiście, odpisuje nasz król: "Panie!
Każdy człowiek, czytać umiejący, powinien się uważać za nieszczęśliwego,
jeśli ciebie nie widział. Gdyby król, mój poprzednik, żył o rok dłużej,
widziałbym Rzym i Pana". [ 1 ]
Jean Orieux pisał o tym fenomenie tak: „W owym czasie miała Europa dwóch królów:
króla Prus i króla Woltera. Mieszkali razem. I, rzecz nie do wiary, byli
przyjaciółmi [ 2 ]. Pierwszy sterował wedle
swego upodobania polityką innych władców. Narzucał im wojnę lub pokój.
Rozbijał ich przymierza i spędzał sen z oczu dworom i kancelariom. Drwił z Boga, a nawet z papieża. Poza tym pisał wiersze po francusku. Drugi, Wolter,
królował z początku tylko w teatrze (...) Następnie zdobył utajony, lecz głęboki
wpływ opanowując kunszt mówienia i pisania do całej Europy, do jej królów,
pisarzy, światłych ludzi, którzy, nie widząc w tym większego niebezpieczeństwa,
wraz z językiem mistrza przyswoili sobie również jego myśli. Śmietanka
Europy stała się w połowie stulecia uległą i szczęśliwą poddaną
poety-filozofa, który był najmniej majestatycznym, lecz najbardziej interesującym
człowiekiem w świecie. (...) Oba królestwa miały przynajmniej jedną wspólną
cechę — tę, że i jedno, i drugie było, w oczach prawomyślnej Europy, równie
skandaliczne i równie bezsporne" („Wolter czyli królewskość Ducha").
Poeta zajmuje się biznesem
Jest faktem, że Wolter ciągnął znaczne dochody od swych
znamienitych mecenasów, z czasem także z państwowych godności i urzędów
(np. jako historiograf króla Francji czy szambelan na dworze pruskim). Jakże
się on jednak różni od bogatych darmozjadów! Nie poświęca się
jedynie używaniu dóbr (a mógłby) — wiele pracuje, tworzy energicznie nie
tylko utwory literackie i publicystyczne, ale i majątek, kapitał. Staje się
przedsiębiorcą, sponsorem, wielu ludziom daje pracę w swojej posiadłości.
Zarabiał więc nie tylko na państwowych urzędach czy na sprzedaży swoich
utworów (np. subskrypcje na dramaty), ale i w sposób typowo kapitalistyczny.
Jak pisze jego biograf: „u naszego poety pieniądze nigdy nie leżały
bezproduktywnie" (Orieux).
Finansista, inwestor i spekulant
Już w wieku trzynastu lat (!) podpisał weksel u lichwiarza na majątek swego ojca. W wieku piętnastu lat znał się na obrocie
papierami wartościowymi i spekulacji. Interesami finansowymi zajął się na
poważnie ok. 1720 r. Na pośredniczeniu finansowym (zwłaszcza między finansistami a ludźmi z wyższych sfer) zarobił pewną sumkę.
Wmieszał się w spekulację związaną z aferą Johna Lawa. Był to sprytny Szkot, generalny kontroler finansów, który
wpadł na pomysł zastąpienia monet banknotami, za które poręczał król. Na
tym pomyśle wielu Paryżan potraciło fortuny. Wolter nie dał się nabrać na
system Lawa, lecz zyskał na jego upadku. To że trochę wzbogacił się na
spekulacjach nie świadczy bynajmniej o tym, że to był cały jego duch przedsiębiorczy.
Taki był wtedy czas, „obyczaje finansowe" za regencji były w kiepskim
stanie, był to dobry okres dla spekulacji. Oto rzecz charakterystyczna: do
walki z nadużyciami regent ustanowił Izbę Sądową z siedzibą w klasztorze
Grands-Augustins. Zajmowała się ona tropieniem handlarzy, których fortuny były
tak duże, iż rzucały podejrzenia co do ich legalnego pochodzenia. W wyniku
jej działalności cztery tysiące czterysta rodzin zostało obłożonych
specjalnym podatkiem i zrujnowanych konfiskatami. Skonfiskowano 160 mln liwrów.
Do skarbca królewskiego wpłynęło jedynie 70 mln liwrów! Efektem urzędniczej
walki z machlojkami i spekulacją było wzbogacenie się tych „stróżów
finansów państwowych" oraz zastój handlu i interesów. Nie jest to
bynajmniej pochwała machlojek...
Po powrocie z Anglii, ok. 1728 roku, wzbogacony m.in. na
subskrypcji Henriady, ulokował kapitał w handlu z Kadyksem, który
frachtował statki do Indii Wschodnich, z czego miał dwadzieścia procent
zysku. Swe pierwsze kroki w dziedzinie finansów (ale i spekulacji) robił
Wolter pod okiem słynnych finansistów, braci Pâris, poprzez których
zainwestował kapitał przy dostawach dla wojska (m.in. żywność). Interes ten dawał
sto procent zysku. Kiedy był już bogaty zajmował się również udzielaniem
pożyczek osobom prywatnym (oczywiście na procent). Jego pożyczkobiorcy
rekrutowali się z najwyższych sfer.
W czasie swego pobytu w Prusach (1750-1753) miał
zainwestować 200 tys. liwrów w kompanii żeglugowej założonej przez króla
pruskiego w Emden. Wtedy też wplątał się w kolejną spekulację, która tym
razem zakończyła się dla niego bardzo źle. Otóż po wojnie z Saksonią
Fryderyk zmusił pokonanych do spłacenia wszystkich pruskich subskrybentów
saksońskich obligacji. Papiery te jednak spadły poniżej swej ceny nominalnej.
Fryderyk zażądał jednak, aby płacono cenę nominalną. Oczywiście zaczęły
się machlojki na wielką skalę: naraz wielu innych Prusaków rzuciło się na
saksońskie obligacje, aby zarobić na nich jako „subskrybenci pruscy".
Wolter upatrzył w tym okazję do zarobku. Dla ubicia lewego interesu wszedł w spółkę z pewnym berlińskim Żydem, Hirschem, który miał udać się do
Saksonii i zakupić po najniższym kursie obligacje, które potem Wolter miał
spieniężyć z zyskiem ok. 35%, po odliczeniu wszystkich kosztów w tym wspólnika,
jako protegowany pruskiego króla. Pod zastaw kolekcji brylantów powierzył Żydowi
bardzo dużą sumę, resztę kwoty Hirsch miał zrealizować w formie weksla. Interes
się nie udał, Wolter został wystrychnięty na dudka, zaś brylanty okazały
się fałszywe. Doszło między nimi do żenującego procesu sądowego, który
wprawdzie Wolter wygrał, lecz wyszła na jaw jego spekulacja, co z kolei było
bardzo niewygodne dla króla pruskiego. W efekcie król odmówił mu
jakiejkolwiek pomocy, a wpadka Woltera rozniosła się po całej Europie i na
pewien czas zepsuła mu wizerunek. Pisze wtedy nasz poeta w liście do
margrabiny Bayreuth: „Brat Wolter odprawia tu pokutę, ma pieski proces z jednym Żydem i zgodnie ze Starym Testamentem będzie musiał dopłacić za to,
że go okradziono". I tak się to istotnie dla niego zakończyło. Raz na
wozie, raz pod wozem...
Gospodarz, producent, komiwojażer
W sześćdziesiątej pierwszej wiośnie swojego życia kupił
Wolter posiadłość Délices pod Genewą, trzy lata później zakupił dwie
inne posiadłości: Ferney oraz Tournay. Tym samym, jeśli bogaty pan de
Voltaire przez
całe swoje dojrzałe życie nie miał własnego kąta, zawsze był u kogoś, to w roku 1758 stał się posiadaczem aż czterech zamków! Jeśli dotąd był głównie
finansistą (patrząc od strony jego majątku), to od tej chwili miał zostać
przede wszystkim gospodarzem i „kapitalistą" co się zowie.
Ferney, leżące w republice szwajcarskiej, tuż przy granicy z Francją, z zapadłej i zacofanej
dziury stało się wkrótce znane
na całą Europę, nie tylko dlatego, że ściągały tam najwybitniejsze umysły
epoki, ale też i dlatego, że Wolter obudził tamtejszą gospodarkę. Wkrótce
po kupnie Ferney występuje przeciwko proboszczowi, który gnębi jego ludzi.
Jako ich pan, bierze ich w obronę. Pisze też do ministra finansów podanie o ulgi w płaceniu podatków. W Ferney jest pracowity, szczodry i dobry dla
innych. Podjął wielkie przedsięwzięcie osuszania morowego trzęsawiska. Pochłonęło
to fortunę i wiele lat. Dał jednak chłopom nowe ziemie, czym zaskarbił sobie
powszechne poważanie. Była to jedna z wielu jego inicjatyw w Ferney. w sumie
dał pracę
dla ok. tysiąca osób.
Jego zasada: aby uszczęśliwić ludzi, trzeba ich wzbogacić.
Aby zapewnić pracownikom względny dostatek, niewydajne rolnictwo fernejskie
postanawia wesprzeć przemysłem. Nazywa to swoimi „manufakturami". Zdobywa
się nawet na gest iście heroiczny: pomieszczenie teatralne adaptuje dla
potrzeb hodowli jedwabników, aby wytwarzać, prząść i tkać jedwab. Pierwsza
fernejska para pończoch z Wolterowej fabryki jedzie jako prezent dla księżnej
de Choiseul:
"To moje jedwabniki dostarczyły materii na te pończochy,
wytwarzałem je u siebie własnymi rękoma z pomocą Calasa juniora, to pierwsze
jedwabne pończochy, jakie wykonano w tej okolicy. Racz je, Pani, włożyć,
następnie pokazać nogi, komu zechcesz, a jeśli nie przyzna, że mój jedwab
jest piękniejszy i mocniejszy niż prowansalski i włoski, wyrzekam się tego
zawodu. Proszę je później dać jednej ze swych pokojówek. Nie zedrze ich
przez rok:
Kładę się u nóg Twoich, mam co do nich plany I proszę je pokornie, by swoje powaby
Skryły ku mej radości w tych sieciach jedwabnych
Tu wśród szronu i lodu przeze mnie utkanych".
Wkrótce zajmuje się też produkcją koronek. Chce je
sprzedawać, by kupić pługi, nasiona i budować lepsze domy dla mieszkańców
Ferney.
Jeszcze większe osiągnięcie: ściąga do Ferney genewskich
zegarmistrzów, znanych w całej Europie. Wkrótce rusza produkcja, w zbycie
pomaga mu książę de Choiseul, zaś Wolter staje się komiwojażerem i „szefem reklamy". Ale jego klientami są najwyżsi z najwyższych: królowie,
magnaci, ministrowie, ambasadorowie. Jeśli wcześniej miał w mieście Kalwina
wielu wrogów za swoją bezbożność, tak teraz za zegarki — w Genewie
znienawidzono go doszczętnie. Oto co pisze zawistny i znany kalwinista, Bonnet z Genewy: „Wolter nas nie cierpi, budowałby domy, byle nam zaszkodzić.
Budowałby tylko w tej dziedzinie, gdyż wszędzie indziej usiłuje burzyć.
Opatrzność zesłała trzęsienia ziemi, powodzie, herezje i Aroueta". Ten
jednak nie przejmuje się napaściami Genewczyków i robi swoje. „Pisze
niezmordowanie, molestuje, nalega i w końcu uzyskuje zamówienia. Ten człowiek
mówi tysiącem głosów, które odbijają się tysiąckrotnym echem. Wszędzie
go słychać, jak zachwala swoje zegarki: kardynał de Bernis winien ich nabrać
całą skrzynię do Rzymu i rozprzedać je między kardynałów, w ten sposób
Święte Kolegium przestawi się na bluźnierczą godzinę Woltera; w Petersburgu Katarzyna powinna się spieszyć ze zdobyciem Konstantynopola i wskrzeszeniem Bizancjum gwoli dostarczenia zegarków z Ferney całemu Kościołowi
greckiemu. Któż miałby tak zły gust, by pogardzić takimi zegarkami: zwróćcie
uwagę na czystość emalii, precyzję kółek, dokładność mechanizmu,
solidność, wytworność koperty. Otwórzcie ją! Uśmiecha się do was
emaliowany portrecik waszej słodkiej przyjaciółki, a wszystko to tańsze od
zegarków genewskich. Wreszcie prosi swoją klientelę, by zważyła, iż są to
zegarki filozoficzne, zegarki stulecia, cyferblat awangardy, wskazujący godzinę
przyszłości. Jest niespożyty: chce sprzedawać, sprzedawać i jeszcze raz
sprzedawać. I sprzedaje, a także żyje z tego i pozwala utrzymać się swoim
ludziom" (Orieux).
1 2 Dalej..
Przypisy: [ 1 ] Fragmenty z listów
Poniatowskiego podaję za: S. Wasylewski, Na dworze króla Stasia,
Kraków 1957, s. 232-233, 251. [ 2 ] Do czasu… Na dworze tym
tworzyli coś w rodzaju bractwa, które łączy bezbożność: "Opatem był
król, po nim następował uprzywilejowany brat, Wolter, wreszcie bracia
mnisi". Takie bezbożne dwory i towarzystwa były ówcześnie nierzadkie, w Rzeczypospolitej odpowiednikiem tego były np. słynne obiady czwartkowe. « Voltaire (Publikacja: 26-09-2004 Ostatnia zmiana: 20-07-2005)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3643 |
|