|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Czytelnia i książki » Powiastki fantastyczno-teolog.
Angelland - boski reality show [5] Autor tekstu: Lucjan Ferus
Anielskim brawom i wiwatom nie było końca. Swoją radość, zachwyt i zadowolenie okazywali Stwórcy w tak ujmujący i pełen spontanicznego
entuzjazmu sposób, że na surowym zazwyczaj boskim obliczu, pojawił się wyraźny
wyraz wzruszenia. Przez jakiś czas jeszcze Bóg przyglądał się z rozczuleniem swym pierwszym stworzeniom, pozwalając im nacieszyć się do woli
to wiekopomną chwilą. Potem znienacka klasnął w ręce i wszyscy tak jak
stali, zniknęli w jednej chwili.
W taki oto sposób został pomyślany, stworzony, ukończony i oddany do
użytku ten pierwszy w historii bożego dzieła — świat rozrywki dla aniołów.
Wszystko co się będzie potem działo, w jakimkolwiek zakątku tego świata i w
jakimkolwiek czasie, będzie już tylko konsekwencją tej dziwnej prośby, z którą
delegacja aniołów przyszła do Boga,… do czasu oczywiście....
Zastanawiacie się teraz na pewno, ile w tym wszystkim może być prawdy, a ile jest w tym wytworu mojej wyobraźni? No, więc nie jest to taka prosta
sprawa, jakby się na pozór mogło wydawać; zależy co dla kogo uznawane jest
za prawdę, a co za wytwór wyobraźni.
Przedstawię wam jak ja to widzę, chociaż wcale nie musicie w to wierzyć:
Otóż informacje dotyczące tego ANGELLANDU zostały mi przekazane we śnie
przez pewnego anioła (a że jest to możliwe, i że zdarzało się już nie raz w przeszłości, przekonująco opisuje sama Biblia). Mam uzasadnione podstawy by
przypuszczać, iż był to sam archanioł Gabriel — nie pytajcie jednak dlaczego
tak uważam. A było to tak:
Bodajże latem 2003 r. przyśnił mi się tenże anioł i objawił mi tę
tajemnicę o naszym świecie i nas samych, przy okazji wyjaśniając motywy
swego działania; otóż nie wszystkim aniołom się podoba jak Bóg potraktował
materialne istoty — ludzi (bądź co bądź rozumne). Zignorowałem to wtedy,
myśląc: — „Bóg — wiara, sen — mara" i zapomniałem o sprawie. Jednakże
gdzieś tak pod koniec 2005 r. sen się powtórzył i to dokładnie tej samej
treści. Zastanowiło mnie to nieco, ale ponieważ z natury jestem
niedowiarkiem, nie przywiązywałem do tego onirycznego epizodu z mojego życia
większej wagi,… zapominając o tym wydarzeniu powtórnie. Kiedy jednak na
wiosnę tego roku po raz trzeci powtórzyło się to samo — z dodatkową
informacją, że pomysł na nasz świat pomału już zaczyna się aniołom
„przejadać", gdyż ta historia powtarzana jest już 616 raz i wykorzystali
już oni chyba wszelkie możliwości i konfiguracje zmian rzeczywistości, jakie
im przychodziły na myśl, dlatego niebawem mają zamiar znów wybrać się do
Boga z prośbą, by im wymyślił coś nowego, atrakcyjniejszego.
Postanowiłem w razie czego zapisać sobie bardziej szczegółowo ten
sen; a nuż on odzwierciedla jakąś prawdę,
którą ktoś chce abyśmy poznali? Myślicie, że jest to tak mało
prawdopodobne, że wręcz niemożliwe? Przyznam się, iż ja też tak na początku
myślałem, a te trzy sny miały odzwierciedlać trzy etapy pomysłu na to
opowiadanie. Lecz kiedy zacząłem zastanawiać się nad religijnym
sensem bożego dzieła, dotarła do mnie następująca prawda: przecież
pomysł przedstawiony w tym tekście nie jest w najmniejszym stopniu ani w jakikolwiek sposób wewnętrznie
sprzeczny, w przeciwieństwie do pomysłu opisanego w Biblii
(przedstawionego jako prawda objawiona przez samego Boga), który aż roi się
od sprzeczności wzajemnie wykluczających się i czyniących tą całą
„opatrzność bożą względem człowieka", niewiarygodną i nieprawdopodobną.
Nie będą przytaczał tych
wszystkich sprzeczności tkwiących w doktrynie religijnej, by poprzeć swoją
tezę (zrobiłem to w innych tekstach), lecz chciałbym tylko zwrócić waszą
uwagę na ten jeden podstawowy paradoks religijny; kiedyś, kiedy jeszcze
interesowałem się tymi teologicznymi problemami (dawno już przestałem, bo
stały się dla mnie zbyt oczywiste) zastanawiałem się nad następującym
pytaniem (i analogią):
Dlaczego w żadnej z wielu, wielu książek, które przeczytałem w swoim
życiu, nigdy nie spotkałem takiej, której autor przyznałby się do tego, iż
zamierzał napisać ją w zupełnie inny (doskonalszy) sposób, ale jakoś tak
wypadło wbrew jego wiedzy i woli, że musiał przedstawić w niej zupełnie inną
historię od tej, którą zamierzał? Dlatego musiał parokrotnie dokonać
korekty fabuły i dopisać zupełnie inne zakończenie od wcześniej
planowanego. I do tego wszystkiego, winą za zaistniały stan rzeczy obarczyłby
postaci wykreowane w swym dziele… dlaczego to się nie zdarza?
Albo np. z setek filmów, które dotychczas oglądałem nie było
takiego, którego reżyser przyznałby się (w jego fabule albo w późniejszych
wywiadach), że chciał ten film nakręcić zupełnie inaczej (doskonalej), ale
aktorzy w nim grający, mieli zupełnie inną jego koncepcję i wymusili wbrew
jego wiedzy i woli taką a nie inną wersję tego dzieła. Więc on — chcąc
ich ukarać i udowodnić im, że nie mają racji — zezwolił na tę nieudaną
realizację tego filmu (przez cały czas produkcji próbując naprawić w nim co
się dało), będąc absolutnie przekonanym, iż krytyka nie zostawi na nim
„suchej nitki", a producenci nie zarobią ani grosza,… dlaczego to się
nie zdarza?
Czy kiedyś udało wam się zauważyć taki ewenement w sztuce
epistolografii lub kinematografii? Bo mnie nigdy i myślę, że próżno by
szukać przykładu takiego niewydarzonego dzieła, którego autor przyznałby to
otwarcie wszem i wobec. Jaka jest więc tego przyczyna? Otóż chyba bardzo
prosta i łatwa do odgadnięcia: tak samo pisarz jak i reżyser (czy jakikolwiek
inny twórca) dysponują wystarczającą ilością możliwości,
aby każde ich dzieło wyszło z ich rąk dokładnie takie jakie sobie
zamierzyli i wcześniej zaplanowali (i to na wielu poziomach jego realizacji).
Jest to chyba dla wszystkich tak oczywiste,
że — jak przypuszczam — nikt nie zadaje sobie takich pytań i nie
zastanawia się nad tymi nierealnymi problemami. I
teraz uwaga:
Dlaczego zatem wierzymy, iż nasz Bóg zachował się tak bardzo
absurdalnie podczas kreacji swego dzieła; pozwolił na to, aby zaistniało ono
wielce niedoskonałe, a jego stworzenie — mimo wrodzonych ułomności (choć
podobno nabytych, co nie zmienia faktu) — stało się wadliwym protoplastą
rodzaju ludzkiego? Dlaczego mając nieskończone i niczym nie ograniczone możliwości (w przeciwieństwie do ludzkich twórców:
pisarzy i reżyserów), nie zapobiegł temu niekorzystnemu stanowi rzeczy zaraz
na samym początku, lecz nakazał wręcz
aby ta ludzka ułomność (grzeszna natura) skaziła całe jego dzieło?
Dlaczego zamiast przebaczenia ludziom, wymyślił dla nich piekło z wieczystymi
mękami?
Pomyślcie tak sami; pisarz czy też reżyser filmowy nie mając nawet
drobnego ułamka takich możliwości, który ma wszechmocny i wszechwiedzący Bóg (mający absolutną władzę nad całym swoim dziełem i wiedzący o nim wszystko na całą wieczność naprzód), a jednak nie zdarza
się im nigdy taka sytuacja, jaką z całą powagą opisuje Biblia: absolutnie
doskonały Stwórca obraża się na
swoje stworzenie (jak na ironię jest on ponoć nieskończenie miłosierny) i mszcząc się za skorzystanie z jego prawa do wolnej
woli (którą nb. sam im dał), karze je w okrutny i bezlitosny sposób,
wiedząc doskonale jakie będą efekty tej kary w przyszłości. I to nie tylko
bezpośrednio „winnych" jakoby tego stanu rzeczy, ale też wszystkich
innych, niczemu nie winnych osobników, którzy będą mieli „przyjemność"
kiedykolwiek i gdziekolwiek się narodzić,… wystarczy tylko, że będą ludźmi.
Potraficie wyobrazić sobie tę cechę Boga (bezgraniczna wręcz mściwość?), która by go do tego skłoniła? Bo ja w żaden sposób
nie potrafię! Ale mimo to, o ile mógłbym jeszcze „przełknąć" ten
infantylno — okrutny wizerunek Stwórcy, który akurat taką wymyślił sobie
koncepcję swego dzieła, to jednak poglądu, że jest to wina jego własnego,
marnego stworzenia — w żaden sposób nie mogą ani pojąć, ani zaakceptować
rozumem. Nie wiem jak wy to widzicie, lecz dla mnie jest oczywiste, że kapłani
tychże religii (judeo-chrześcijańsko-katolickiej) każą nam wierzyć w niesamowicie piramidalną bzdurę, która
chyba nie ma sobie równych (chociaż na gruncie religii znalazło by się ich
jeszcze parę podobnych).
Dlatego gdybym był wierzącym religijnie osobnikiem i miał do wyboru;
wiarę w biblijną koncepcję kreacji bożej, a wiarę w Angelland, ów świat rozrywki dla aniołów — wybrałbym bez wątpienia tę
drugą możliwość, ze względu na jej logiczną spójność i brak
jakiejkolwiek sprzeczności. Zatem bardziej wiarygodną i prawdziwszą od naszej
religii.
Bowiem prawda dotycząca
naszego Boga (przyjmując na wiarę, że istnieje) w relacji do jego dzieła i stworzeń, musi być taka, jaką już dawno temu odkrył i przedstawił C.
Vanini: „Świat jest taki, jakim go Bóg zamierzył. Jeśliby chciał aby był
lepszy — byłby lepszy. Jeśli istnieje grzech, widać, że Bóg tak chce.
Napisano bowiem, że wszystko czego chce — może zrobić. Jeśli zaś nie
chce, a grzech mimo to istnieje, należy go nazwać albo nieprzewidującym, albo
bezsilnym, albo okrutnym; skoro czy to nie był świadom swej woli, czy nie mógł
jej wykonać, czy też jej poniechał".
A ponieważ jest to prawda, której w żaden sposób nie da się podważyć
ani obalić rozumowo, pozwólcie więc,
iż póki co, bardziej wiarygodna będzie dla mnie przedstawiona tu historia, niż
ta opisana w Biblii; gdyż Bóg stwarza tu ludzi dokładnie
takich jakich zamierzał stworzyć, nie żywiąc do nich żadnych uczuć i nie mając w stosunku do nich żadnych zamiarów (oprócz celu, do którego
zostali stworzeni). Gdyby bowiem je miał, sami ludzie, ich historia jak i ich
świat — byłyby dokładnym ich
odzwierciedleniem; w najdrobniejszych szczegółach zrealizowaną jego wolą
w materialnej rzeczywistości. Czy można — na gruncie teizmu — inaczej
to sobie wyobrazić, będąc w zgodzie z logiką i rozumem? I czyż nie ten
rodzaj zgody powinien być najważniejszy,
niezależnie od wyznawanego światopoglądu?
Na koniec chciałbym zacytować pewien aforyzm (lub fragment wiersza), który
zachował się w zakamarkach mojej pamięci jakby na tę okazję. Jednakże nie
znam jego autora (za co z góry przepraszam), ani też nie jestem pewien czy
dobrze go zapamiętałem. Pozwolę sobie dołączyć go, gdyż wyjątkowo pasuje
do tego tekstu:
"Życie to teatr, świat
to scena, aktorzy wszędzie,...
Kto nie chce grać nie musi, ale i tak kiedyś ze sceny zejść musiał będzie".
1 2 3 4 5
« Powiastki fantastyczno-teolog. (Publikacja: 05-06-2008 )
Lucjan Ferus Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo). Liczba tekstów na portalu: 130 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Słabość ateizmu | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5918 |
|