|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Tematy różnorodne » Na wesoło
POPiSowa hipoteza polityczna czyli republikanie i demokraci w Polsce [1] Autor tekstu: Mariusz Agnosiewicz
Opublikowaliśmy niedawno prezentację serwisu zmieleni.pl na rzecz Jednomandatowych Okręgów Wyborczych, które generalnie zmierzają ku temu, by bardziej
głosować na konkretnych ludzi aniżeli na partie. Odezwały się wobec tego ważkie głosy przeciwne mówiące, że prowadzi to do zabetonowania sceny politycznej
przez dwie duże partie, tak jak Demokraci i Republikanie w USA.
Moim zdaniem racje te są jedynie pozornie dorzeczne, co postaram się omówić w niniejszym tekście.
Po pierwsze, prowadzi to nie tyle do betonowania sceny, co do zepchnięcia partyjniactwa na dalszy plan, na pierwszym w wyborach i polityce stawiając
kwestie personalne. Jest to w moim przekonaniu trafny kierunek.
Po drugie, polski system polityczny, ciążący naturalnie ku systemowi większościowemu, wytworzył pewną kulawą formę dwupartyjności, która polega na władzy
dwóch dominujących partii oraz ich satelit partyjno-ideologicznych, generowanych w ten sposób, by zagospodarować ideologiczne spektrum sceny politycznej.
Dlatego każda z partii co jakiś czas wypluwa z siebie „subpartię", która zagospodarowuje i poniekąd unieszkodliwia przyległe ideologicznie obszary sceny
politycznej (główne sfery 'problemowe': radiomaryjna, konserwatywno-liberalna, liberalno-zielono-antyklerykalna).
Generalnie jeśli się prześledzi bardzo uważnie polską politykę personalnie, okaże się, że racje nie przebiegają pomiędzy partią a i partią b, lecz pomiędzy
Janem Kowalskim a Tomaszem Nowakiem, ergo: w każdej partii są przyzwoici politycy i w każdej są przedstawiciele grup interesu oraz jeszcze bardziej
szemranych plenipotentów. Dlatego właśnie tak ważne jest przejście polityki od perspektywy partyjnej ku — personalnej, w którym nie jest istotne jaką
ideologię reprezentuje poseł A, gdyż na pierwszym miejscu zawsze będzie to, że reprezentuje on klarowne interesy lokalnego okręgu wyborczego oraz wspólnego
projektu geopolitycznego.
Jestem przekonany, że kiedyś przyznamy rację, że nie ma nic złego w tym, że politycy zmieniają partie jak rękawiczki: dewaluują w ten sposób linie
partyjne, dając pierwszeństwo czynnikowi personalnemu.
Tym, co mocno rzuca mi się obecnie w oczy jeśli idzie o retorykę małych partii, to wytrych POPiSu — brak istotnych różnic (zwłaszcza ideologicznych)
pomiędzy PO i PiSem, poza „sporem smoleńskim". Nie jest to prawdą, podobnie jak nie jest prawdą retoryka zarzucająca PO, że jest partią całkowicie wyprawną
z ideowości. Rzekłbym wręcz, że jest to zarzut kuriozalny, jako że PiS wbrew wszelkim pozorom jest znacznie bardziej pragmatyczne aniżeli PO. Odwołanie się
PiSu do wartości chrześcijańskich jest w dużej mierze instrumentalne, związane po prostu z tym, że wyborcy do których się odwołują są w większości
konserwatywnymi chrześcijanami. To jednak w rządzie PiS był jawny i otwarty ateista (Zbigniew Religa).
PO natomiast jawi się jako znacznie mniej wrażliwe na interesy narodowe, przez co łatwo im zarzucić bezideowość czy wręcz zdradę interesów narodowych. Jest
to jednak wniosek pozorny, gdyż jeśli wsłuchamy się w retorykę PO, wyłania się z niej znacznie większy ładunek ideologiczny aniżeli w retoryce PiS.
Nie chciałbym wypaść ocennie, patrzę na to bardziej z politologicznym zaciekawieniem, próbą zrozumienia, aniżeli jako wyborca rozpatrujący swój interes.
Na POPiS patrzę dziś z perspektywy historycznych przekształceń ustroju demokratycznego. Wiem, że oburzę tym głosem wielu zwolenników jednej bądź drugiej
formacji, nie wspominając już o sympatykach jakiejś innej partii jako całości. POPiS jest dla mnie mniej lub bardziej konstruktywnym napięciem pomiędzy
demokracją szlachecką a demokracją ludową. Jest to dla mnie próba syntezy obu tych doświadczeń historyczno-ustrojowych.
Kiedy słuchałem dzisiejszego wystąpienia wyborczego Donalda Tuska, który kładł nacisk przede wszystkim na wielkie idee geopolityczne, na pojęcie
cywilizacji, wspólnoty politycznej Zachodu — brzmiał on dla mnie jak wskrzeszenie ideologii politycznej Sarmatów z czasów demokracji szlacheckiej.
Po nim z kolei pokazano wystapienie Jarosława Kaczyńskiego, który stwierdził, że dziś mamy zaledwie 11 mln świn, a kiedy on był premierem to było 17 mln,
poza tym sypał konkretnymi argumentami gospodarczymi zmierzającymi ku temu, by pokazać jak na obecnej polityce cierpi narodowy interes — brzmiał on dla
mnie jak głos Gierka lub — cofając się do starożytnego Rzymu — trybuna ludowego.
Jeszcze raz podkreślam: postrzegam to jako uzupełniające się retoryki polityczne, jak najbardziej konkurencyjne, jak najbardziej wyraziste, bardzo
czytelnie zróżnicowane, lecz w pewien sposób się uzupełniające — reprezentujące bowiem pewne spektrum politycznych interesów.
Tusk bardziej do mnie przemawia geopolitycznie. Kaczyński — gospodarczo. Gdybym patrzył na to jako wyborca obejmujący Polskę jako całość — nie potrafiłbym
wybrać między jedną a drugą retoryką, gdyż ważne jawią mi się zarówno racje cywilizacyjno-geopolityczne, jak i gospodarcze. Dlatego właśnie jeszcze mocniej
pcha mnie to ku dewaluacji partii i chęci oceny tylko konkretnego Jana Kowalskiego w polityce — tego co zrobił w świetle swoich zapowiedzi, tego ile się
wysilał, ile ważnych interpelacji sformułował itd.
Amerykański podział na demokratów i republikanów też ma podobny charakter: ideologicznie jest to pewna całość, która wyraża charakter panującego ustroju
demokratycznego. Jakże bowiem można dziś przeciwstawiać ze sobą demokrację z republiką, skoro są to dwie fundamentalne cechy amerykańskiego ustroju? Dlatego właśnie ideologicznie nie reprezentuje to przeciwieństwa, lecz pełne spektrum ideologiczne ustroju. „Republikańskość" koncentruje się
bardziej na „wspólnym" charakterze projektu politycznego. „Demokratyczność" z kolei koncentruje się na jego czynniku ludowym, na upodmiotowieniu
politycznym ludu, obok elity gospodarczej.
I dlatego właśnie u nas republikanie (PO) i demokraci (PiS) ideologicznie wyglądają zupełnie przeciwnie niż w USA. Demokraci ludowi w Polsce związani są z
ideologicznym konserwatyzmem, bo taki mamy lud, zwłaszcza wiejski. Z kolei polscy republikanie, skupiający się mniej na ludzie, bardziej na wspólnym
ideologicznie projekcie politycznym (który wykracza poza Polskę, i skupia się na Stanach Zjednoczonych Europy) — siłą rzeczy są związani z liberalizmem.
POPiS reprezentuje pewną uzupełniającą się całość spektrum ideologicznego demokratycznej republiki. Różnice ideologiczne pomiędzy
nimi są jednak drugorzędne. Ważne są głównie różnice personalne: komu uda się skupić więcej dorzecznych i sensownych ludzi. Tylko zmiana systemu na większościowy
pozwoli nam skupić się na tej właściwej perspektywie politycznej.
Nie wiem czy świadomie, lecz działalność obu tych partii małymi kroczkami dąży do tego, by dewaluować różnice ideologiczne, by pokazywać, że to wszystko
jest ideologicznie drugorzędne. W ostatniej kampanii dwie takie rzeczy zaszły po obu stronach. Po stronie PO: Michał Kamiński, rzecznik prasowy Lecha
Kaczyńskiego, lider PiS, startuje w tych wyborach z listy PO. Po stronie PiS: wyraźne zorientowanie się na Gierka. O ile nawiązania PiS do Gierka obecne
były już od kilku lat to obecnie Gierek jest już wyraziście głównym patronem ideologicznym partii. Przejawia się to choćby w tym, że głównym ideologiem
ekonomicznym partii został prof. Witold Kieżun, bardzo mocno związany z władzą Gierka.
Argumentem na rzecz swoistej jednorodności tego projektu politycznego było obecne napięcie między UE a Rosją. Naraz się okazało, że PO mówi
jakby głosem PiS. Bardzo wyraźnie było to widać w zmianie retoryki kojarzonej z Platformą telewizji TVN. Naraz jej retoryka dotycząca Rosji upodobniła się
do PiS.
Inna kwestia: narodowa orientacja PiS jest jednak zdecydowanie mniej narodowa, znacznie bardziej ludowa. I nie chodzi tylko o Gieka. W narodowej orientacji
PiSu jest znacznie poważniejszy wyłom: bardzo mocne wątki antyrosyjskie. Obecnie Rosja jest bez wątpienia najważniejszym państwem propagującym narodowy
kierunek polityki. Nie tylko wspiera ruchy narodowe w poszczególnych krajach pozostających w jej orbicie, ale i dla każdego kraju idącego ścieżką narodową
(czyli antyunijną) Rosja jest bardzo cennym sojusznikiem. Dlatego właśnie najbardziej narodowe państwo Unii — Węgry, coraz wyraźniej rezygnuje z Brukseli
na rzecz Moskwy. Gdyby PiS poważniej myślało o kierunku narodowym, również powinno wytłumiać wątki antyrosyjskie. Tym bardziej, że partia ta bynajmniej nie
była antyrosyjska źródłowo. Przypomnę słowa Lecha Kaczyńskiego z zaprzysiężenia na prezydenta 23 grudnia 2005 roku: „Istotną kwestią są nasze stosunki z
Rosją, która pozostaje od wieków, mimo zmiennych kolei losu naszym wielkim sasiadem. Patrzymy na nie uwzględniając przede wszystkim historyczną perspektywę
zachowując cierpliwość i przekonanie, że nie ma obiektywnych powodów, dla których nie mogłyby być one dobre". Były to słowa dość prorosyjskie. Poróżnienie
PiSu z Rosją wynikało z tego, że w pewnym momencie partia ta stała się europejskim liderem budowy koncepcji bezpieczeństwa energetycznego całej Unii
Europejskiej, co naturalnie było dla Rosji trudne do przełknięcia. Kiedy PiS realizował na poziomie Unii taką politykę, media nie podkreślały za bardzo tej
prounijnej polityki PiSu, obecnie natomiast przy ostatnich wyborach wyraźnie podkreślano, że PiS w swej retoryce jest mocno prounijny. Prounijność jest dziś dość trudno połączyć polityką narodową, gdyż polityka innych państw mocno utrudnia ten jednorodny interes unijny.
Wiem, że niesłychanie trudno będzie mi przekonać zdeklarowanego zwolennika którejś z tych partii, że występuje tak silna tożsamość zasadniczych celów
politycznych pomiędzy nimi. Dlatego zachęcam do uważnej obserwacji wydarzeń politycznych, przy uwzględnieniu takiej matrycy: POPiS jako jednorodny kierunek
polityczny ku systemowi wiekszościowemu, ku pewnej syntezie sarmackiego idealizmu paneuropejskiego z gierkowsko-kazimierzowskim ludowym pragmatyzmem
gospodarczym. POPiS to nasi republikanie i demokraci. PO ekstrahuje najlepsze wątki z demokracji szlacheckiej (wspólny projekt europejski, który — w owym
czasie — niewątpliwie doprowadził do upadku Polski), PiS — z demokracji ludowej (gierkowska budowa gospodarki narodowej). Niezbędne jest wyrażenie
tych wątków politycznych w dwóch różnych partiach właśnie ze względu na ich zupełnie różne źródła ideologiczne oraz konstruktywne napięcie przeciwnych
optyk: europejskiej z narodowo-ludową.
1 2 3 Dalej..
« Na wesoło (Publikacja: 12-04-2014 Ostatnia zmiana: 13-04-2014)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 9629 |
|