|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Społeczeństwo » Młodzież, szkoła, studia
Rousseau, Helwecjusz, Condorcet: wychowanie wolnego człowieka do lepszego świata [5] Autor tekstu: Katarzyna Szumlewicz
Egoizm i pożądanie bogactw tym bardziej nie wywołują pogardy Helwecjusza. Dobrze
rozumiany egoizm wszak sprzyja demokracji — najkorzystniejszej dla wszystkich
formie rządów — oraz przysposabia do życzliwości oraz współczucia,
oczywiście pod warunkiem, że w miarę wcześnie zaszczepiło się dzieciom
umiejętność stawiania się w sytuacji innych. Pragnienie bogactw natomiast, o ile nie wiąże się z wyzyskiem, a więc pogłębianiem obszaru ubóstwa,
buduje powszechną pomyślność. Aby zamożność jednego nie oznaczała z konieczności nędzy i wyzysku innych, należy według autora O
umyśle przeprowadzić taką reformę prawodawstwa, dzięki której
biedniejszy pracując 7-8 godzin dziennie miałby zapewniony godziwy byt, nie
pozbawiony wygody i przyjemności. Reforma taka służyłaby nie tylko
sprawiedliwszej redystrybucji, ale umożliwiałaby i wzmacniała pozytywne
oddziaływanie wychowania. Helwecjusz tak o tym pisze: „Sztuka wychowywania
ludzi we wszystkich krajach tak ściśle wiąże się z formą rządów, że nie
można chyba wyprowadzić żadnej zasadniczej zmiany w systemie edukacji nie
zmieniając jednocześnie ustroju państwa". Wynika stąd, że pojęcie
wychowania nie ogranicza się dlań do kwestii nauczania szkolnego czy domowego,
lecz oznacza całość warunków życiowych jednostki. Warunków, które należy
zmienić zamiast skupiać się na moralizatorskim potępianiu przywar ludzkich.
[ 29 ]
Jeśli
te zmiany nie będą dokonane, trudno, według niego, potępiać ludzi za występki w rodzaju oszustwa czy złodziejstwa. Uzasadnia swoje stanowisko pytając:
„Czy ludzie, mając w pamięci, że jedynie z pragnienia szczęścia zaczęli
żyć wspólnie, nie mają prawa zejść na drogę przestępstwa wtedy, gdy
tylko ono właśnie prowadzi do zaszczytów i bogactw?". Intencję wyrażoną w tym fragmencie świetnie uchwycili Karol Marks i Fryderyk Engels, którzy tak
streszczali filozofię Helwecjusza w Świętej
rodzinie: „Jeśli człowiek nie jest wolny w sensie materialistycznym, to
znaczy jest wolny nie przez negatywną moc unikania tego czy owego, lecz przez
pozytywną moc zdobywania praw dla swej prawdziwej osobowości, to nie należy
karać przestępstwa danej jednostki, ale trzeba zniszczyć antyspołeczne
korzenie przestępstwa i dać każdemu człowiekowi taką przestrzeń socjalną,
by życie jego znalazło swój wymiar istotny" [ 30 ].
Wychodząc z powyższych założeń, Helwecjusz marzy o takim prawodawstwie, „w którym,
poza wyjątkami, nieszczęśliwi by byli tylko głupcy", czy też, używając
słów klasyków, „by prywatny interes zbiegał się z interesem ogólnoludzkim"
[ 31 ].
Wychowanie oparte na konsekwentnym zbiorze norm, które nie ograniczałyby wcześniej
opisanych ludzkich potrzeb, lecz wprzęgały je do służby dla wspólnego pożytku,
bez wątpienia przyczyniłoby się — twierdzi filozof — do podwyższenia średniego
poziomu szczęścia wśród ludzi.
Zupełnie
inne cele stawia przed przyszłym wychowaniem obywatelskim Rousseau. Jak
wspominałam pisząc o stanie natury i koncepcji umowy społecznej, publiczna
edukacja w przyszłym, organicznym społeczeństwie różnić ma się dość
znacznie od wychowania Emila. O ile w przypadku chłopca ważne było
odizolowanie od zepsutych wpływów socjalnych, tutaj, wręcz przeciwnie, dzieci
mają od jak najmłodszych lat partycypować w życiu społecznym, albowiem
„urabianie obywateli to nie na jeden dzień sprawa; i by mieć ich jako dorosłych,
trzeba ich wychowywać, póki są dziećmi". Cechami tedy, które w nich należy
zakorzenić, są: widzenie siebie zawsze w powiązaniu z całością państwa,
miłość do ojczyzny, dążenie do cnoty, wreszcie — graniczące z kultem
religijnym poszanowanie prawa. Jan Jakub tak o tym pisze: „jeśli chcecie, by
praw słuchano, sprawcie, by je kochano i by do zrobienia tego, co się powinno,
wystarczyła sama myśl, że się powinno". Takie uwielbienie wpoić można za
pomocą otaczania dzieci przedmiotami i przykładami, „bezustannie im mówiącymi o czułej matce [ojczyźnie jako źródle praw — przyp. K.S.], która je
karmi, o miłości, którą dla nich odczuwa, o bezcennych dobrodziejstwach,
jakie od niej otrzymują, i o wdzięczności, jaką są jej winne".
Najwyraźniej
nie ma tu mowy o swobodzie oceny i krytyki, jaką dysponował mały bohater
traktatu pedagogicznego Jana Jakuba. Powinnością obywateli przyszłego państwa
jest przecież identyfikować się z tym państwem, a nie powątpiewać o jakości
panujących w nim praw. Aby to osiągnąć, wychowawcy muszą kłaść większy
nacisk na uczucia i wyobraźnię dzieci aniżeli na ich rozum. Co ciekawe,
uzasadnienie tej strategii znajduje się nie gdzie indziej, jak właśnie w promującym racjonalną wizję wychowania Emilu.
Rousseau pisze tam: „Jednym z błędów naszego wieku jest to, że uciekamy się
tylko do rozumu, jak gdyby człowiek składał się z samego rozumu! Zaniedbując
język znaków przemawiających do wyobraźni, pozbawiamy się najbardziej
energicznych środków przekonywania. Wrażenie słowa jest zawsze słabe i do
serca prędzej trafimy przez oczy niż przez uszy. Chcąc wszystko oprzeć na
rozumowaniu sprowadzamy nasze zasady do pustych słów i zupełnie nie wpływamy
na czyny. Rozum sam przez się nie jest aktywny, czasem nawet hamuje czyn,
rzadko go pobudza i nie stwarza nigdy nic wielkiego". Pobudki do imponujących
czynów świetnie za to jego zdaniem potrafili dostarczyć starożytni, którzy
więcej od współczesnych oddziaływali na siebie przekonaniem i wzruszeniem,
uroczystymi, pełnymi chwały znakami, takimi jak paradne płaszcze, wieńce
laurowe, insygnia królewskie i tym podobne. By połączyć w umysłach młodzieży
obraz chwały z pojęciami wolności, równości, wspólnoty czy obowiązku,
warto zatem — sądzi Jan Jakub — czerpać inspirację z historii, zwłaszcza
ze starożytnego Rzymu i uwielbianej przezeń Sparty.
Condorcet,
jak łatwo się domyślić, odnosił się do tego aspektu myśli Rousseau z ogromnym dystansem, by nie powiedzieć — z przerażeniem. Jego zdaniem, starożytni
mieszkańcy Rzymu i Sparty nie mieli pojęcia o wolności, ba!, „celem ich
instytucji wychowawczych było jej unicestwienie" [ 32 ],
bowiem traktowały one ludzi jak „maszyny, których sprężynami i działaniem
kierować ma wyłącznie prawo". Właściwa postawa polegałaby tymczasem na
tym, by „kochając prawa umieć je sądzić". Nie nauczy się tego ani
dzieci, ani dorosłych, jeżeli prawa będą im wpajane podczas uroczystych
ceremonii, takich jak obserwowane przezeń święta rewolucyjne — piękne,
przekonujące i nie zostawiające, jego zdaniem, miejsca na samodzielne myślenie.
„Jeśli nazwiesz szkołę świątynią narodową — pisze — jeśli twój
nauczyciel jest mężem stanu, wówczas udzielasz twierdzeniom wygłaszanym w tym miejscu i przez tego człowieka autorytetu, obcego [...] dowodom, które by
powinny ustalić prawdę". Bez tych dowodów ludzie będą skazani na słuchanie
prawd pochodzących z zewnątrz, nie zaś z własnego rozumu, a zatem -
na rodzaj niewoli, choćby nawet to, co im wpojono, było w najwyższym
stopniu słuszne i pożyteczne.
Podejście
proponowane przez Rousseau określa Condorcet mianem wywoływania entuzjazmu i tak o nim pisze: „Entuzjazm jest pożyteczny, jeżeli ma za podstawę prawdę,
szkodliwy zaś, jeśli się opiera na błędzie. Raz wzniecony, służy on tak
dobrze fałszowi jak i prawdzie, a zatem w rzeczywistości służy on tylko fałszowi,
ponieważ prawda i bez niego zatriumfowałaby o własnych siłach". Dlatego
tak ważne jest, by „badanie zimne i surowe, tylko rozumowi posłuszne,
poprzedziło chwilę narodzin entuzjazmu". Jest to wniosek logiczny, ale czy
przydatny, by wychowywać skutecznie do powszechnej wolności? Czy bez symboli,
mitów, świąt etc., da się przekonać ludzi do haseł równości czy
odpowiedzialności za ogół? Zwłaszcza, jeżeli stronnictwo przeciwników światłej
edukacji nie będzie miało analogicznych skrupułów i od dziecka będzie
„uwodzić" i „oszałamiać" ludzi swoimi symbolami, mitami, świętami?
Rousseau jako rozwiązanie tego dylematu sugeruje nawet, że „kształcenia
dzieci nie można powierzać rozumowi i przesądom ich ojców", toteż
najkorzystniejsze byłoby wychowanie państwowe z jak najmniejszym udziałem
rodziców.
Z
owym problemem wiąże się kolejna kontrowersyjna kwestia: czy należy
„zmuszać do wolności" [ 33 ]?
Postulat ten, który pojawia się w Umowie
społecznej przy okazji budowania zrębów demokratycznej wspólnoty, gdzie z założenia nie może być ludzi zniewolonych, brzmi dla
współczesnego ucha nader groźnie. Weźmy jednak, przykładowo, kwestię
przymusu szkolnego, jakiego Condorcet z szacunku dla prawa wyboru obywateli
chciał uniknąć. Sądząc, że sama bezpłatność wystarczy, by rodzice ze
względu na przyszłą wolność dzieci wysłali je do szkoły, filozof z góry
zakłada to, co ma być osiągnięte. Racjonalna kalkulacja, że brak wykształcenia u ich dziecka oznacza jego niewolę i poniżenie, dokonana może być tylko
przez tych rodziców, którzy, po pierwsze, rozumieją, co szkoła ma do
zaoferowania, po drugie zaś, to akceptują. Spełnienie tych dwóch warunków
zakłada, że oni sami są wychowani mniej lub bardziej racjonalnie. Przyznawać
zatem w tej sprawie wolność wyboru rodzicom oznacza obarczać dziecko karą za
ich niedobory wykształcenia. W porównaniu z tym przymus szkolny wydaje się
bardziej demokratycznym rozwiązaniem.
Zestawienie
przymusu i sugestii jako instrumentów wychowania może na pierwszy rzut oka
dziwić. Po rozważeniu widać jednak, ze mają one wiele wspólnego. Zarówno
wywieranie wpływu na wyobraźnię i uczucia wychowanków, jak i stosowanie względem
nich przymusu są metodami, które nie odwołują się do ich samodzielnej,
racjonalnej refleksji. Zdaniem Rousseau mogą pomimo to stanowić jej podstawę, a więc za pomocą ograniczenia autonomii umożliwić jej rozbudowanie.
Condorcet nie zgadzał się z tym rozumowaniem i uznawał przymus jedynie w takich sprawach jak ujednolicenie programów szkół I i II stopnia. Jeśli zaś
chodzi o udział czynników pozaracjonalnych w procesie wychowania, twierdził,
że „należy przemawiać do wyobraźni dzieci, albowiem dobrze jest wyćwiczyć
tę władzę jak i wszystkie inne: ale grzechem by było chcieć owładnąć nią,
chociażby się przy tym miało na widoku to, co w głębi sumienia uważamy za
prawdę".
1 2 3 4 5 6 Dalej..
Przypisy: [ 29 ] Do skłonnych do potępień moralistów ma on w ogóle negatywne
nastawienie. Zarzuca im głównie to, że nie zależy im na pomyślności
społeczeństwa, a jedynie na wygłaszaniu z niebosiężnych wyżyn obłudnych
kazań o powinnościach zwykłego zjadacza chleba. Jak pisze, „Obłudnikiem
nazywam człowieka, który, zbytnio zajęty samym sobą, w rozważaniach
moralnych nie kieruje się pragnieniem szczęścia ogółu. Nie brak takich
ludzi na świecie. Rozpoznać zaś ich można po negatywnym stosunku do występków
zgubnych dla państwa i po gwałtowności, z jaką oburzają się na ludzkie
przywary". W: C.A. Helvétius, O umyśle, wyd. cyt., t. 1, s. 143-144. [ 30 ] K. Marks, F. Engels, Święta rodzina,
tłum. T. Kroński, S. Filmus, Warszawa 1957, s. 161. [ 32 ] J. A. Condorcet, Memoires, cyt.
za: B. Baczko, Hiob, mój przyjaciel, wyd.
cyt., s. 319. [ 33 ] J. J. Rousseau, Umowa społeczna, wyd.
cyt., s. 22. W przypisie na tej samej stronie filozof tłumaczy to następująco:
„Nie jest to bynajmniej paradoks. Bo prawdziwa, rozumna wolność człowieka
jest możliwa tylko w ustroju politycznym, według zasad umowy społecznej, a utrzymanie takiego ustroju z konieczności wymaga stosowania przymusu". « Młodzież, szkoła, studia (Publikacja: 30-08-2006 )
Katarzyna Szumlewicz Filozof, publicystka i krytyczka literacka. Stale współpracuje m. in. z pismami "Bez Dogmatu" i "Lewą Nogą". Redaktorka portalu lewica.pl. Pisze doktorat z pedagogiki. Interesuje się polityką i sztuką. Ostatnio zajmuje się tropieniem ideologii w przekazie polskich mediów. Liczba tekstów na portalu: 2 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Kobiety, transformacja i Kościół | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5012 |
|