|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kultura » Historia
Zachód a Indie historia wzajemnej fascynacji [8] Autor tekstu: Piotr Napierała
W
2006 roku w Davos umizgiwano się do przedstawicieli Indii licząc na kontrakty
[ 99 ].
Amerykanin Thomas Friedmann i niemiecki dziennikarz Gabor Steingart („Der
Spiegel") bali się zastępów hinduskich informatyków [ 100 ].
Z
jednej strony lotniska pozostają reliktami danych czasów, z drugiej dzisiejsze
Indie wytwarzają 3 razy tyle stali
co Brytyjczycy [ 101 ].
Offshoring amerykańskich firm
informatycznych wywołany masowym zatrudnieniem tanich hinduskich pracowników w celu zażegnania „paniki roku 2001" i kryzysu w biznesie informatycznym
nieco później, spowodował, że Amerykanie przenieśli do 2008 roku 2,3 mln
miejsc pracy do Indii, Brytyjczycy 650 tys (trzeci są Niemcy, podczas gdy
Francuzi wolą Wietnam) [ 102 ].
Na
przedmieściach Bombaju powstało zachodnie w stylu miasto Mindspace, które
chroni prywatna firma ochroniarska. Znajdują się tam dziś siedziby
zachodnich firm jak IBM i Siemens. Hinduscy pracownicy usług informatycznych
dla niepoznaki używają dziś amerykańskich słów (cookies a nie: biscuits), i uczą się amerykańskiego
akcentu „dla niepoznaki" (w słuchawce Amita z biura w Bombaju przedstawia
się jako Andy i wspomina o wynikach lokalnych meczy football amerykańskiego)
[ 103 ].
Hinduskim informatykom często jest nieco głupio, iż odbierają pracę
zachodnim kolegom, ale cieszą się, że mogą zarobić nie wyjeżdżając
[ 104 ].
Hindusom długo ciężko było przełamać bramińską anty-biznesową mentalność.
Nawet dziś w fabryce Philippsa w Motali, hinduscy pracownicy nie
noszą uniformów [ 105 ].
Philips uważa Indie za doskonałe pole doświadczalne dla zbytu produktów
przeznaczonych dla ludzi niezamożnych (Tata pracuje z kolej nad autem za 2 tys.
dolarów). Wzrasta konsumpcja i liczba kredytów zaciąganych przez młodych
Hindusów [ 106 ].
Starbucks (kawa powoli wypiera angielski zwyczaj picia herbaty) i Mc Donalds, gdzie kawa kosztuje tyle co obiad w indyjskiej knajpie w Bombaju są w Indiach synonimem luksusu [ 107 ].
Coraz większa jest krytyka aranżowanych małżeństw i częstsze chwalenie małżeństw z miłości. Hinduski pracują i porzucają tradycyjne stroje na rzecz bardziej
praktycznych [ 108 ].
Posagi
zniesione prawnie w 1961 roku, nadal są czasem wymagane (niejaka Nisha Sharma
podała narzeczonego do sądu, bo bezpośrednio przed ceremonią jego rodzina zażądała
posagu). W roku 2004 zanotowano 7 tys. morderstw związanych z posagami. Od
dekady małżeństwa międzykastowe są czymś w miarę normalnym [ 109 ].
Tempo
reform jednak w Indiach hamują biedni ludzie, którzy chętnie głosują
(inaczej niż np. w USA) i dają się nabierać na populistyczne, a prowadzące
donikąd obietnice niektórych polityków. Z drugiej strony jest klasa średnia,
którą wygrana Thatcher i Reagan z ZSRR przekonała, że dla kapitalizmu nie ma alternatywy
[ 110 ].
Jednak alternatywa pojawiła się na polu polityki i mediów. Dzisiejsze Indie
znają już np. problem atomowych aspiracji Iranu nie tylko z punktu widzenia
BBC i CNN, ale też z arabskiego i chińskiego, dlatego stają się odważniejsze
wobec krajów Zachodu, jednocześnie Zachód, a zwłaszcza UE i USA zaczynają
rozumieć, że nie istnieje coś takiego jak azjatycki punkt widzenia i dostrzegać, że np. Indie, Chiny, Indonezję i Japonie znacznie więcej dzieli
niż łączy {P:111Ibidem, s. 112-115.},
choć łączy je np. niechęć do otwartego opowiadania się po stronie innych
państw [ 112 ]
(co w Europie jest normą, jeśli np. wziąć przykład NATO). Indie i USA
rozumieją się jednak nawzajem, bo ich mieszkańcy rozumieją zgiełk
demokracji. Według badań Pew Research Center Indie to najbardziej proamerykański
naród świata; 71% Hindusów lubi
USA. Kraje te łączy też wspólna republikańska i delikatnie anty-brytyjska
tradycja [ 113 ].
Hindusi lubią jednak jak Amerykanie okazują nieco zainteresowania ich
kulturze, dlatego choć Bush junior był bardziej pro indyjski niż Clinton,
lubiany był bardziej ten drugi, gdyż tańczył hinduskie tańce podczas swego
pobytu w Indiach, a pierwszy zamykał się w hotelach z ochraniarzami
[ 114 ].
Indyjskich polityków dziwiły nagłe wyrazy sympatii ze strony amerykańskich
kolegów wyrażane w 2007 roku. USA liczą najwyraźniej na to, że Indie zrównoważą
nieco wpływ Chin w Azji, dlatego od niedawna popierają indyjskie programy
atomowe, którym wcześniej byli niechętni [ 115 ].
Według Fareeda Zakarii Indie przypominają nieco USA z roku 1890 — państwo
silne gospodarczo, ale słabe politycznie [ 116 ].
Porównania
rosnącej siły Indii z rzekomo słabnącym Zachodem wg Zakarii polegają na
stosowaniu przestarzałych metod statystycznych nie uwzględniających
ekonomii globalnej (np. wydatki na szkolnictwo nadal się uważa za
rodzaj konsumpcji, choć to inwestycja w przyszłość). Szkoły w USA po odjęciu
tych patologicznych nie ustępują poziomem skandynawskim, uniwersytety są
najlepsze na świecie, a inżynier w Indiach znaczy o wiele mniej niż w USA, którzy
są wobec siebie jak zwykły informatyk wobec programisty [ 117 ].
Zagrożenie dla pozycji USA Zakaria widzi natomiast w strachu jaki opanował
Amerykanów po atakach na wieże WTC. Wspominał USA roku 1982., do których
przybył jako nastolatek, które były otwarte, przyjazne i ufne w swe możliwości
(taki był i republikanin Reagan i demokrata O'Neill), choć miały wtedy
sporo kłopotów, a ZSRR rósł w siłę [ 118 ],
ta otwartość była największą siłą USA.
Zachodowi
udało się stworzyć cywilizację o charakterze
racjonalistyczno-technicznym, ale nie udało się uczynić jej uniwersalną w odbiorze
ludzi innych cywilizacji, mimo stworzenia tzw. „kultury Davos" — międzynarodowej
anglojęzycznej społeczności biznesmenów i specjalistów, oraz
zdominowania mass mediów przez Zachód [ 119 ].
Jednak np. zachowanie j. angielskiego jako pomocniczego w Indiach (mówi
nim według Samuela Huntingtona tylko ok 3 % Hindusów, chociaż wg Robyn
Meredith płynnie mówi po angielsku 10 % Hindusów, a ponad połowa słabo
[ 120 ]) — wbrew planom racjonalisty Nehru, nie oznacza w żadnej mierze
westernizacji Indii. Sukces parlamentaryzmu i demokracji w Japonii i Indiach, tłumaczy
tym, że w tych krajach rozwinął się system klasowy podobny do zachodniego, a nie westernizacją [ 121 ].
(s. 104). Do tej grupy śmiało by jednak można było doliczyć Koreę i kilka
innych krajów. Słusznie Huntington prezentuje dwie wizje Zachodu, który
totalnie dominuje na świecie i Zachodu upadającego. Podaje rozmaite wskaźniki
mocarstwowości, m.in. to, że w 1750
roku Chiny wytwarzały ok. 1/3 światowej produkcji, Indie — ¼ a Zachód
niespełna 1/5 świtowej produkcji. W 1830 Zachód już nieznacznie
wyprzedzał Chiny [ 122 ],
industrializacja Zachodu postępowała równocześnie z deindustrializacją
Indii o czym pisał m.in. Chomsky,
który oskarżał Brytyjczyków o świadomą agraryzację Indii i podawał przykład
Dhaki (dzisiejszej stolicy Bangladeszu), która przeszedłszy w 1765 pod
brytyjską kontrolę traciła na populacji [ 123 ].
Huntington pisze, że Azja, tj. Chiny, Indie i Japonia, nie jest już zapatrzona
na Zachód, który jawi się w tych krajach jako „dekadencki", przy czym
ton wypowiedzi Huntingtona jest taki, jakby się z tą opinią
zgadzał. Być może pewne znaczenie ma tu fakt, że Huntington jest wiekowym
amerykańskim konserwatystą przeceniającym wpływ religii na życie społeczne
[ 124 ].
Mimo
złych doświadczeń kolonialnych, można znaleźć i odwrotny przypadek,
Hindusa, który chwali kolonializm, mowa od Dineshu D'Souza, który urodził się w Mumbaju (jego rodzice pochodzili z Goa, czyli z portugalskich Indii, stąd
jego portugalskie nazwisko), ale przybył do Ameryki w wieku 17 lat (1978) w ramach programu Rotary International. Jako student pisywał
artykuły do The Dartmouth Review, który był krytykowany za stronnicze podejście
do czarnych i gejów. W latach 1987-1988 doradcą prezydenta Reagana. D'Souza
jest republikaninem, konserwatywnym liberałem (popiera wolny rynek, lecz
zwalcza liberalizm społeczny, feminizm i prawa gejów). D'Souza znany jest też z próby podjęcia obrony „dziedzictwa" kolonializmu, co wywarło szczególnie
silny oddźwięk ze względu na jego hinduskie pochodzenie. Oto fragmenty z jego
tekstu: Two Cheers for Colonialism [ 125 ], a właściwie z jego polskiego tłumaczenia („Podwójny toast za
kolonializm") zamieszczonego na
kilku polskich portalach konserwatywnych:
„...Napaść
na kolonializm i jego dziedzictwo ma wiele wymiarów, ale jego rdzeniem
pozostaje teoria o ciemiężeniu, bazująca na trzech założeniach: po pierwsze — kolonializm i imperializm to zło charakterystyczne dla Zachodu, które wyrządzono
światu nie-zachodniemu. Po drugie — w konsekwencji procesów kolonizacyjnych
Zachód wzbogacił się, natomiast kolonie doprowadzono do ubóstwa; innymi słowy:
Zachód odniósł sukces kosztem kolonii. Wreszcie po trzecie: pogrobowcy
kolonializmu są w gorszym położeniu niż mogli by być, gdyby kolonializm
nigdy nie zaistniał … Uwagi te są sugestywne i grają na emocjach. Dzięki
podkreślaniu, że Zachód zyskał dominującą pozycję poprzez ciemiężenie dostarczają
one wytłumaczenia … zjawiska bez wywoływania rasowej arogancji białych.
Uwalniają Trzeci Świat od winy za jego niedolę… Nie ma nic wyjątkowego w kolonialnej polityce Zachodu. Kraj, z którego pochodzę, Indie, były na przykład
rządzone przez Brytyjczyków ponad dwieście lat, a wielu moich rodaków ciągle
nad tym boleje. Tym, o czym jednak często zapominają, jest fakt, że przed
przybyciem Brytyjczyków mieszkańcy Indii byli najeżdżani i podbijani przez
Persów, Afgańczyków, Aleksandra Wielkiego, Mongołów, Arabów i Turków.
Zależnie od sposobu obliczania Imperium Brytyjskie poprzedziło co najmniej 6
potęg kolonialnych, które napadały i zajmowały Indie już od czasów
najdawniejszych. Co więcej: w starożytności zostały one zasiedlone przez Ariów,
którzy sami przybyli z północy i ujarzmili ciemnoskóre ludy autochtoniczne.
Ci, którzy identyfikują kolonializm i imperializm tylko z Zachodem, albo nie
mają wyczucia historii, albo po prostu zapomnieli o imperium egipskim, perskim,
macedońskim, islamskim, mongolskim, chińskim, czy też o podbojach Azteków i Inków w Amerykach. Czy Arabowie nie powinni wypłacić reparacji za zniszczenie
Bizancjum i imperium Persów? Pomyślmy: a może Bizantyjczycy i Persowie muszą
zapłacić potomkom ludów, które podbili? A skoro już przy tym jesteśmy: czy
Arabowie nie powinni zadośćuczynić Hiszpanom za swoje 700-letnie rządy?...
Zachód nie stał się bogaty i potężny poprzez ucisk kolonii. Twierdzenie o tym, że bogactwo i siła Zachodu wzrosły dzięki podbojowi innych krajów i zabieraniu ich dóbr nie ma żadnego sensu. Jak niby Zachód miałby to zrobić?
U schyłku średniowiecza, powiedzmy około roku 1500, w żadnym razie nie był
on najzamożniejszą czy najpotężniejszą cywilizacją. W rzeczy samej Chiny i świat arabski prześcigały Zachód w zakresie bogactw, wiedzy, odkryć, nauce
oraz potencjału militarnego. Jak więc zgromadził on tak szubko wystarczającą
potęgę ekonomiczną, polityczną i wojskową, dostatecznie dużą, by w wieku
XIX móc być w stanie faktycznie podbić inne cywilizacje?… Jak ...
wykazał historyk gospodarki, P.T. Bauer, przed nastaniem rządów
Imperium Brytyjskiego na Malajach nie było drzew kauczukowych, kakaowców w Afryce Zachodniej i herbaty w Indiach. Kauczukowce Brytyjczycy przywieźli na
Malaje z Ameryki Południowej. Herbatę — z Chin do Indii. Nauczyli też Afrykanów
uprawy kakaowca, o którym tubylcy przedtem nawet nie słyszeli. Oczywiście żaden z tych argumentów nie stoi na przekór twierdzeniu, że gdy kolonialiści mogli
eksploatować miejscowe surowce, robili to. Nie można jednak utrzymywać, że
legło to u podstaw ogromnej przepaści ekonomicznej, politycznej i militarnej,
jaka wytworzyła się między Zachodem i resztą świata… Powodem tego, że
Zachód stał się współcześnie tak zamożny i pełni rolę przewodnią jest
fakt wynalezienia przez niego trzech instytucji: nauki, demokracji i kapitalizmu. Wszystkie one bazują na uniwersalnych impulsach i aspiracjach, ale
tylko w obrębie cywilizacji zachodniej wyraziły się tak wyjątkowo...
Indyjskie słonie oraz włócznie Zulusów nie były w stanie wytrzymać ognia
brytyjskich karabinów i dział. Kolonializm i imperializm nie stanowią
przyczyny sukcesu Zachodu — są efektem tego sukcesu… Potomkowie
kolonizowanych nacji mają się znacznie lepiej niż mieliby się wówczas,
gdyby kolonializm nie miał miejsca. Chciałbym zilustrować to twierdzenie
osobistym przykładem. Gdy byłem jeszcze chłopcem, dorastającym w Indiach,
zauważyłem, że mój dziadek, który żył w czasach brytyjskiego
kolonializmu, był instynktownie i notorycznie nastawiony negatywnie do białych.
Nie tylko do samych Anglików, do wszystkich białych. Zdałem sobie sprawę, że
nie podzielam tej niechęci. Zastanowiło mnie to: dlaczego on i ja czujemy w tak różny sposób? Odpowiedź nadeszła znacznie później, po długotrwałych,
głębokich przemyśleniach i latach studiów. Była uderzająca. Powodem
niezgodności naszej percepcji było to, że kolonializm okazał się
nienajlepszy dla niego, ale całkiem dobry dla mnie. Innymi słowy: kolonializm
szkodził tym, którzy żyli pod jego wpływem, lecz paradoksalnie dostarczył
wielu korzyści ich potomkom. Konieczność przyznania tego napełnia mnie
goryczą — tak, samo, jak wywoła skierowany we mnie sprzeciw wielu
intelektualistów z krajów Trzeciego Świata — jest jednak faktem, że moje
życie było by znacznie gorsze, gdyby Brytyjczycy nigdy nie rządzili
Indiami… W rzeczywistości wszystko to, kim jestem, co robię, nawet moje najgłębsze
przekonania stanowią twór światopoglądu przyniesionego do Indii przez
kolonializm. Jestem pisarzem — i piszę po angielsku. Możliwość taką,
podobnie jak samo jak dotarcie do szerszego gremium odbiorców, zawdzięczam
Brytyjczykom. Moje zrozumienie techniki, które pozwala mi — podobnie jak
wielu innym mieszkańcom Indii — lepiej funkcjonować we współczesnym świecie,
jest w większości wytworem zachodniej edukacji, która dotarła do Indii wraz z Brytyjczykami. Tak więc również moja wiara w wolność słowa, samorządność,
równość względem prawa, czy fundamentalne znaczenie godności istoty
ludzkiej — wszystko to stanowi wytwór Cywilizacji Zachodniej. Nie sugeruję,
że darowanie Indiom wszystkich tych wspaniałych rzeczy było intencją
kolonialistów. Kolonializm nie zasadzał się na filantropii, był formą
podboju i rządów. Brytyjczycy przybyli do Indii by nimi zarządzać, a rozwój
ludności miejscowej, którą uważali za malowniczych dzikusów, nie stanowił
głównego przedmiotu ich troski. Nie jest możliwym całościowy pomiar lub
przegląd bólu i upokorzenia, jakie wyrządzili Brytyjczycy w czasie swojej długotrwałej
okupacji. Niepojęte, że mieszkańcy Indii obracają to w kpinę. Pod koniec
brytyjskiego panowania Mahatmę Ghandiego zapytano: "Jakie jest Pana zdanie na
temat Cywilizacji Zachodu?". Ghandi odpowiedział: „Myślę, że to mógłby
być dobry pomysł"… Niezależnie od ich podejrzanych motywów oraz złego
zachowania, Brytyjczycy potrzebowali pewnej infrastruktury do efektywnego
sprawowania rządów w Indiach. Budowali więc drogi, szlaki kolejowe, systemy
nawadniające, a także budynki rządowe… Wszystko to doprowadza mnie do największej z korzyści, jaką Brytyjczycy dali Indiom: nauczyli je języka wolności. Raz
jeszcze podkreślmy: celem rządów kolonialnych nie było stworzenie podstaw
buntu. Mimowolnie uczynili to jednak dzięki otwarciu ludności indyjskiej na
idee Zachodu. To on ukształtował indyjskich przywódców. Ghandi studiował w Anglii i Afryce Południowej. Nehru był wytworem Harrow i Cambridge.
Rzecz jasna nie prowadziło to tylko i wyłącznie do dobrego; dla przykładu
Nehru, pierwszy premier Indii po odzyskaniu niepodległości, był pod znacznym
wpływem socjalizmu Fabiana — a to za sprawą nauczania Harolda Laski’ego.
Rezultat był taki, że Indie przez kilka pokoleń bazowały na źle zarządzanej,
socjalistycznej gospodarce. Tezą o znaczeniu zasadniczym dla moich rozważań
jest jednak to, że liderzy indyjskiej niepodległości przejęli zasady, język, a nawet ze strategię wyzwalania z cywilizacji swoich ciemiężycieli...
Brytyjczycy, odwołując się do uniwersalnego pojęcia praw człowieka, znieśli w pierwszej połowie XIX wieku starożytny indyjski zwyczaj sati — obyczaj
rzucania żon na stosy pogrzebowe ich mężów. Nie ma powodu by wierzyć, że
mieszkańcy Indii, praktykujący sati od wieków, sami doszli by do takiego
wniosku. Albo wyobraźcie sobie afrykańskiego lub indyjskiego króla zgłębiającego
dzieła Locke’a lub Madisona i mówiącego „Wiecie… Ci chłopcy mają rację.
Powinienem zrzec się mojej władzy i pozwolić mojemu ludowi decydować o tym,
czy chcą być rządzeni przeze mnie, czy może przez kogoś innego". Pomimo
najszczerszych chęci jakoś tego nie widzę. Kolonializm spełnił funkcję
pasa transmisyjnego, którzy przeniósł do Azji, Afryki i Ameryki Południowej
błogosławieństwa Cywilizacji Zachodu… Afryka Sub-Saharyjska, która
znajduje się w prawdopodobnie najgorszej sytuacji, została określona przez
Sekretarza Generalnego ONZ, Kofiego Annana, mianem „koktajlu katastrof". Nie
dzieje się tak z powodu długotrwałego pozostawania Afryki pod wpływami
kolonialnymi, lecz dlatego, że trwały one zaledwie pół wieku. To
zdecydowanie za krótko, by zachodnie instytucje mogły zapuścić korzenie. W konsekwencji narody Afryki powróciły do pewnej odmiany plemiennego barbarzyństwa...
Akademia musi wyzbyć się swoich
irracjonalnych uprzedzeń do kolonializmu. Poprzez wprowadzenie bardziej zrównoważonej
perspektywy naukowcy mogą pomóc wykazać bezmyślność zasady reparacji, a także usprawiedliwiania terroryzmu, jako bazujących na antykolonialnych
mitach. Nie oznacza to, że kolonializm sam w sobie był dobry, ale czasem złe
instytucje tworzą dobre skutki. Kolonializm był — jak mniemam — surowy dla
tych, którzy żyli w jego zasięgu… Być może teraz już wiecie dlaczego nie
wysłałem jeszcze faktury z odszkodowaniem do Tony Blaira [ 126 ]…".
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 Dalej..
Przypisy: [ 99 ] F. Zakaria, Koniec hegemonii Ameryki, s.169 [ 101 ] R. Meredith, op.cit, s. 103. [ 104 ] R. Meredith, op.cit, s. 153. W latach 80 ponad 75%absolwentów
politechnik indyjskich wyemigrowało do USA, vide: F. Zakaria, Koniec
hegemonii Ameryki, s.156. [ 109 ] R.
Meredith, op.cit, s. 216. [ 110 ] F. Zakaria, Koniec hegemonii Ameryki,
Nadir Warszawa 2009, s. 54. [ 119 ] S. Huntington, Zderzenie cywilizacji,
s. 79. [ 120 ] R. Meredith, Chiny i Indie. Supermocarstwa
XXI wieku,
Nadir Warszawa 2009,s. 28. [ 123 ] N. Chomsky, Rok 501. Podbój trwa, PWN, Warszawa-Poznań 1999, s. 29. [ 124 ] S. Huntington, Zderzenie cywilizacji,
s. 169. « Historia (Publikacja: 09-08-2012 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8246 |
|