Czytelnia i książki » Powiastki fantastyczno-teolog.
SZAMANI czyli niezależny związek zawodowych pasterzy [6] Autor tekstu: Lucjan Ferus
PO
ÓSME: Musimy objąć swoim patronatem każde
ważniejsze wydarzenie w życiu plemienia; urodziny, nadawanie imienia
dziecku, inicjacje młodzieńcze i wchodzenia w dorosłe życie, łączenie się
młodych w pary, grzebanie zmarłych i inne wydarzenia — to wszystko nadaje się
do uroczystej oprawy z naszym udziałem. Specjalnych ceremonii, które co
oczywiste muszą sporo kosztować uczestniczących w nich. Ludzie uwielbiają
takie podniosłe obrzędy, mają wtedy wrażenie obcowania z tajemnicą, ze świętością.
Podnosi to w ich oczach, ich własną wartość i nadaje głębszego sensu ich
krótkiemu życiu.
Dlatego nie wystarczą uroczyste obrzędy związane z wiosennym i jesiennym przesileniem słonecznym, ewentualnie początek i zakończenie zbiorów.
Musimy wymyślić mnóstwo innych świąt i okazji do odprawiania widowiskowej
celebry i magicznego rytuału. „Spośród wszystkich środków potrzebnych do
rządzenia ludźmi, najniezbędniejsze jest ustanowienie obrzędów" — jak
mawiał nasz brat Kon-fu. Zasada będzie prosta; forma
to treść rozumiecie? Dlatego obrzędowość i rytuał musimy doprowadzić do perfekcji i uczynić z niego nasze główne i niewyczerpane źródło dochodu, zapewniające nam godziwe i dostatnie życie
po wszystkie czasy" -
Po tych słowach podniósł się nieopisany hałas. Wszyscy się darli
ile sił w płucach. Pojedyncze krzyki zlały się w jeden potężny ryk,
wzmacniany wspaniałą akustyką jaskini. Prowo uniósł w górę ręce i czekał
cierpliwie, a gdy się uciszyło, podjął przerwany wątek:
PO DZIEWIĄTE: Wiedza. Jeśli chcemy zachować władzę
musimy być mądrzejsi od innych. Bo wiedza to potężna broń; jeśli umie
się ją odpowiednio wykorzystać, może przysporzyć nam wiele korzyści.
Musimy zatem zadbać, aby wiedzę o świecie zdobywali tylko adepci do naszego
szacownego zawodu. Nikt inny nie powinien mieć do niej dostępu, ani możliwości
uczenia się i rozwiązywania zagadek bytu. W ogóle nasza profesja musi być
nadzwyczaj hermetyczna i elitarna, a tajemnica świętości będzie naczelną
zasadą stosowaną wobec wszystkich postronnych.
Całe życie człowieka otoczymy magicznym kręgiem mitologii, poza którym
jego umysł nie będzie w stanie nic pojąć ani zobaczyć. Dopilnujemy aby nikt o własnych siłach nie przeniknął tej niewidzialnej granicy. A jeszcze
dodatkowo ustanowimy w niej wewnętrzny
krąg, który będą mogli przeniknąć jedynie ci, którzy będą służyć
bogom; kasta wybranych, nasi bracia w zawodzie — szamani (a potem kapłani).
Dla postronnych będzie on całkowicie niedostępny i zakazany na zawsze, mam
nadzieję.
Aby uczynić nasze przywileje trwałymi, należy stworzyć odpowiednie
prawodawstwo a co za tym idzie potrzebny będzie wynalazek pisma. Bez niego nie
ruszymy z miejsca. Bracie Gu-tenbe jak daleko zaawansowane masz prace nad
alfabetem?" -
„Całkiem,
całkiem! Potrafię już zapisać wyraz "woda"! -
„Taak?
To świetnie! A jak on będzie wyglądał?" — spytał Prowo z zainteresowaniem.
„Trzy
faliste linie, jedna nad druga,… choć jeszcze zastanawiam się nad
uproszczeniem tego znaku do dwóch falistych linii, oznaczać to będzie płynącą
wodę" — odparł dumne wynalazca. „A jak zapiszesz stojącą?" — spytał
Prowo od niechcenia. — „Czy ja wiem?… może trzy równe krestki, jedna nad
drugą,.. ewentualnie dwie?" -
„No
tak,… jak widzę musisz popracować jeszcze nad tym…" -
„To
nie wszystko! Umiem jeszcze zapisać wyrazy "dłoń", „strzała", „łuk",
„ryba"… — zaczął wyliczać z zapałem posługując się przy tym
palcami, lecz Prowo przerwał mu bezceremonialnie: — „Nie chodzi mi o piktogramy, lecz o coś więcej; zapisywanie zgłosek, rozumiesz bracie Gu-tenbe?"
-
„Przyznaję,
że nie bardzo…" — niedoszły wynalazca podrapał się w głowę, wyraźnie
zawiedziony. — "Tak przypuszczałem! Potem ci wytłumaczę ideę tego pomysłu.
Będziesz musiał przyłożyć się do tego, bo będzie to jedno z najważniejszych
odkryć w naszej cywilizacji. I co istotne, że głównie nam będzie ono służyć,
rozumiecie jaką to da nam przewagę nad ciemną resztą społeczeństwa? -
PO DZIESIĄTE: Musimy jak najdokładniej poznać naturę
ludzką; jeśli będziemy wiedzieć czego się ludzie boją, będziemy umiejętnie
podsycać te lęki, albo łagodzić je w zależności od naszych potrzeb.
Obiecywać to czego ludzie pragną i o czym marzą. Jednym słowem będziemy
mogli manipulować ich najintymniejszymi odczuciami; stymulować je lub
wygaszać. Będziemy panami ich myśli i sumień. Wierzcie mi; ludzie chcą być
oszukiwani w najżywotniejszych dla siebie sprawach i będą nam jeszcze słono
płacić, abyśmy ich oszukiwali i podnosili na duchu w ciężkich chwilach. A tych nie brakuje w ich życiu, więc pracę będziemy mieli zapewnioną na
nieokreśloną przyszłość.
Jeśli poważnie potraktujecie powyższych dziesięć
przykazań i weźmiecie je sobie do serca, widzę świetlaną przyszłość
przed nami, bracia szamani. No, chyba, że ktoś ma jakieś lepsze propozycje,
chętnie go wysłuchamy, prawda?" -
Jak było do przewidzenia, żaden z zebranych w jaskini szamanów nie miał
lepszej propozycji. Chyba wszyscy zdawali sobie sprawę, iż przedstawiony przez
Prowa program jest nie tylko rewelacyjny co wręcz rewolucyjny. Dotarło do nich
wreszcie, iż wcielając go w życie nie tylko pozbędą się dotychczasowych
problemów z niezadowolonymi rolnikami, ale też otworzą się przed nimi całkiem
nowe, świetlane perspektywy. Zatem wszyscy stanęli na baczność z przyłożoną
prawą dłonią do serca i zgodnie odśpiewali Hymn Szamanów:
"My chcemy władzy, my szamani,
Bogactw, przywilejów i wszelkich innych dóbr.
Zrobimy wszystko by ten stan utrwalić;
By nigdy nie odebrał nam tego, zwykły, prosty lud".
Następnie
zaczęli wiwatować na stojąco, na cześć swego przywódcy, skandując jego
imię, choć oficjalnie dopiero później go wybiorą, a starszyzna zaakceptuje
ten wybór. A potem wzięli go na ręce i triumfalnie wynieśli z jaskini na
plac, śpiewając i tańcząc z radości. Co bardziej niecierpliwi wznosili
nawet okrzyki: „Santo subito"! czy coś w tym rodzaju.
Chociaż słońce jeszcze nie zaszło całkowicie, postanowili zakończyć
ten pierwszy dzień obrad zjazdu, uroczystą kolacją przy płonącym ognisku,
przygotowaną przez kobiety plemienia Urdi. Okazja była wyjątkowa, bo chyba
nikt się nie spodziewał, iż ten pierwszy sobór powszechny, zaraz pierwszego
dnia przyniesie tak owocne rezultaty. To było wielkie i miłe zaskoczenie dla
większości jego uczestników. Dlatego atmosfera przy kolacji była wyśmienita,
apetyty dopisywały wszystkim, gdyż kobiety — kucharki stanęły na wysokości
zadania, warząc mnóstwo wyszukanych i wykwintnych potraw. A parę rodzajów
fermentowanych napojów dodatkowo poprawiło wszystkim humory.
Była już późna noc kiedy huczna biesiada się skończyła. Wielkie
ognisko przygasło, a na ciemne niebo wypłynęła srebrzysta tarcza księżyca,
dodając specyficznego uroku krajobrazowi, skąpanemu w jego zimnym świetle. Większość
szamanów spała w miejscach gdzie się posilali i gdzie ich sen zmorzył,
pochrapując i stękając po obfitym i mocno zakrapianym posiłku.
Lecz Prowo nie spał. Siedział w pobliżu ogniska w otoczeniu młodych
jak on szamanów — zapaleńców, dyskutując z nimi o czymś zawzięcie. Jak
było do przewidzenia ich rozmowa dotyczyła programu, który przedstawił
szacownemu zgromadzeniu, a ściślej biorąc jego reperkusji na przyszłość.
Niektórzy obawiali się tak radykalnych zmian, a inni gorąco je popierali.
Problem tkwił w tym, iż nie było jak zweryfikować czy przyjmując ten
program i wprowadzając go w życie, obrali słuszną drogę; najlepszą z możliwych
jakie można było wybrać. Jak to sprawdzić?
Zastanawiał się Prowo w milczeniu, wpatrując się w żar ogniska, z którego
wydobywały się od czasu do czasu pojedyncze płomyki, ruchliwe jak jakieś żywe
istoty. Ten efemeryczny taniec płomieni wprawił go w jakąś dziwną zadumę,
jakby mu chciał coś powiedzieć. Aż w pewnym momencie Prowo walną się z rozmachem w czoło, aż jego towarzysze popatrzyli nań z niepokojem.
„Mam! Że też mi to wcześniej nie przyszło do głowy!" — zawołał z entuzjazmem i pochylił się ku nim. — „O ile mnie pamięć
nie myli, kiedyś w tej wiosce mieszkał słynny brat No-stromu, słyszeliście o nim? Mieszka jeszcze tutaj?" - „Ba!
kto o nim nie słyszał?!" — towarzystwo się momentalnie ożywiło, gdyż w lot pojęli zamysł Prowa; nic prostszego jak skorzystać z usług znanego
szamana; jasnowidza i wizjonera, największego chyba z żyjących współcześnie
czarowników.
Jego sędziwy wiek nie pozwalał mu już brać udziału w takich
wyczerpujących imprezach. Tym nie mniej mieszkał nadal na skraju wioski i miał
się dobrze jak na swoje lata. Więc młodzi szamani postanowili poprosić go o tę wyjątkową przysługę, posyłając po niego delegację. Nim przybył,
Prowo wyjaśnił swym towarzyszom, iż wizja No-stromu będzie ze wszech miar
obiektywna, gdyż nie brał on udziału w zjeździe i nie wie o czym tam mówiono,
więc nie ma możliwości zasugerowania się, wcześniej nabytymi informacjami.
„Rozumiecie
jakie to ważne?" — spytał na koniec kompanów. Jednak nie zdążyli mu
odpowiedzieć, bowiem z wielkimi honorami przyniesiono w lektyce szacownego gościa.
Nie był specjalnie zachwycony wyrwaniem go ze snu w środku nocy, lecz
okazał zrozumienie gdy wytłumaczono mu historyczną wagę tego soboru,
zaistniałej sytuacji i doniosłości w niej jego roli. Potem poczęstowano go
napojem ze sfermentowanego mleka i pieczonym w ziołach udźcem z koźlęcia.
Starzec przyjął ten poczęstunek i już całkowicie udobruchany, obiecał spełnić
prośbę młodych szamanów.
Z przyniesionego ze sobą sakwojażu wyciągnął wiązkę suszonych ziół i rzucił je na żar ogniska. Uniósł się w górę biały dym i rozeszła się
dziwna woń; przyjemna a jednocześnie drażniąca nozdrza niespotykaną nutą.
Następnie ze skórzanego woreczka zrobionego z moszny wołu, wysypał na dłoń
nieco brązowego proszku, przyjrzał mu się uważnie i dosypał jeszcze szczyptę. A potem wsypał zawartość dłoni do tykwy z napojem, którym go poczęstowano i potrząsając nią energicznie zaczął mruczeć pod nosem jakieś niewyraźne
zaklęcia, przymykając i wznosząc ku niebu oczy.
„Cóż to za tajemniczy specyfik dosypałeś sobie do napoju, bracie
No-stromu?" — Chciał wiedzieć Prowo, jak zwykle ciekawy wszystkiego. Stary
szaman otworzył jedno oko i odrzekł: „Tajemnica zawodowa,… ale tobie mogę
ją zdradzić; to suszony i zmielony teonanacatl, grzyb halucynogenny zawierający
psilocybinę, z dodatkiem peyotlu i meskaliny. To dzięki nim właśnie mogę
uwolnić swego ducha i przenieść się w przyszłość…" -
1 2 3 4 5 6 7 8 9 Dalej..
« Powiastki fantastyczno-teolog. (Publikacja: 07-05-2008 )
Lucjan Ferus Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo). Liczba tekstów na portalu: 130 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Słabość ateizmu | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5869 |