|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kultura » Antropologia kulturowa
Religia i polityka w fabrykach atrakcji [2] Autor tekstu: Jan Kurowicki
To wszystko sprawia, że — z jednej strony — religia zostaje sprowadzona
do manifestowania medialnej obecności jej przywódców i tego, co w niej
zewnętrzne i widowiskowo-obrzędowe. Z drugiej zaś — odbiorca mediów, niezależnie
od swych przekonań, jest traktowany jako członek wspólnoty religijnej. Na takiej
samej zasadzie, jak państwo odnosi się doń, jako do obywatela. Czy więc tego
chce, czy nie, niejako z założenia jest Polakiem, bo jest katolikiem, i katolikiem, bo Polakiem. W jego tożsamość z góry wpisuje sie określony
światopogląd oraz skalę i rodzaj wartości.
Ten więc przedziwny splot, ufundowany przez brak rozdziału Kościoła i państwa, objawia się jako swoiste zjawisko ideologiczne, które z czasem zyskało w mediach (i nie tylko) status czegoś absolutnie naturalnego i oczywistego. Tak,
jakby rodzące ten stan stosunki i zależności polityczne nie miały tu nic do
rzeczy.
3. O przewrotności mediów
Media jednak to przedziwne twory cywilizacyjne. Zwłaszcza elektroniczne.
Na czele z ich królową: telewizją.
Po pierwsze dlatego, że wszystko, co ukazują, już w momencie swego
pojawienia się na ołtarzu telewizora, prezentuje tylko czystą doraźność. Jakby
narodziło się dla istnienia tu i teraz. Sprawia to, że kiedy zdarzenia i działania religijne zjawiają się w porządku medialnym, wypadają z porządku
ponadczasowej świętości. Są jednymi z wielu, bo za moment zawsze pojawia się w nim coś innego, nawet sprzecznego, lecz medialnie równowartościowego, i zresztą
tak samo pozbawionego swych odniesień i kontekstów.
Po drugie: media swoiście sakralizują własne produkty. Wyróżniają bowiem
ich treści spośród wielu obecnych w życiu zbiorowym, bo wynoszą je na piedestał
ołtarza telewizora. Przez to zaś — z góry nadają im nieomal religijną doniosłość i blask. Ale — za pewną cenę. Oto z punktu widzenia konsumentów tych produktów,
ich ranga nie tyle pochodzi stąd, że zawarta w nich substancja treściowa jest
ważna sama przez się, ale z tego powodu, że tę ważność konstytuują akty emisji.
Po trzecie: media nie tyle przedstawiają realia, co świat własnych tworów, w którym nie ma miejsca na tradycyjne religijne skupienie i wyciszenie. Dlatego -
jak trafnie zauważa J. Jastrzębski — „Współczesne transmisje mszy, pogrzebów czy
uroczystości religijnych mają charakter starannie wyreżyserowanych widowisk z użyciem wielu kamer, technik operatorskich i montażowych. Od strony technicznej
angażują środki i wykorzystują doświadczenia wypracowane przy innych,
informacyjnych bądź rozrywkowych okazjach (transmisje wydarzeń politycznych,
transmisje sportowe, programy rozrywkowe). W ten sposób można promować religię
przy pomocy szeroko pojętego marketingu religijnego, ale przecież telewizja czy
radio nie zastąpią bezpośredniego uczestnictwa w rytuale i przeżyć zbiorowych.
Przed telewizorem raczej sie nie klęka, nawet w czasie ofiarowania czy
podniesienia. Nie można też przekazywać znaku pokoju i przyjmować komunii" [ 5 ].
Po czwarte wreszcie, jak powiada ten sam autor, „przestrzeń komunikacyjna
organizowana i wykorzystywana przez media pełna jest zgiełku i hałasu agresywnie
atakującego nasze zmysły dźwiękami i obrazami". Tymczasem: „Bóg — według
mistyków wszystkich tradycji — po to, by zamieszkać w człowieku, potrzebuje
miejsca, pustki wewnętrznej (...). Media zaś próbują pustkę zapełnić, a raczej
nie dopuścić do jej powstania, stymulując lawinę fizycznych pożądań ludzi,
towarów i usług" [ 6 ]. Tym samym czynią odbiorcę biernym aparatem, przez który
płyną formy wizualne i treści, nic po sobie w nim nie pozostawiając.
Z jednaj więc strony media w Polsce starają się służyć Kościołowi.
Niekiedy wręcz wydaje się, że dym kadzidła przebija z telewizyjnych ekranów
bardziej wyraźnie i namacalnie, niż treści reklam piwa, leków lub podpasek
higienicznych. Z drugiej wszakże strony ranga i sakralność, nadawana Kościołowi
przez media, na swój sposób degraduje go. Boć owe duchowe cymelia, które dlań są
tak ważne, nie płyną z jego nadania, ale z czegoś, co tylko ma mu służyć: z konstrukcji medialnych.
Jest tu więc tak, jakby ogon kierował psem: narzucona politycznie jego
obecność w mediach istnieje jako świętość tylko dlatego, że wytwarza się ją
prozaicznie w fabrykach przemysłu kulturowego, redukując do statusu czegoś
doraźnego i zamienialnego na inne produkty.
4. Religia jako zjawisko odczarowane
Zapytajmy jednak: co współcześnie i na jakich warunkach (nie tylko w Polsce) oferuje ludziom Kościół i religia? I czy to one tylko mają monopol na
religijne formy i treści, które funkcjonują w przestrzeni społecznej? Wprawdzie
niejednokrotnie mówi się, że po średniowieczu życie społeczne, gospodarcze i polityczne wyszło z horyzontu teokratycznego, aliści duchowe, mimo dokonujących
się przekształceń, tkwi w nim nadal. Znajduje to wyraz np. w często głoszonym
poglądzie, że chrześcijaństwo wciąż określa naszą kulturę, nasz indywidualny
stosunek do świata i człowieka do samego siebie. Służy to często za argument dla
szczególnej funkcji Kościoła w życiu zbiorowym i jego obecności w mediach.
Jest to nadmierne rzeczy uproszczenie. Otóż ów miniony horyzont
teokratyczny był kiedyś możliwy dlatego, że — jak pisał L. Althusser — w średniowieczu Kościół realizował funkcje,
jakie dzisiaj należą do wielu różnych i odrębnych ideologicznych aparatów
państwowych W szczególności — do aparatów szkolnych, kulturalnych i politycznych. Wyodrębniły się zaś one i usamodzielniły w trakcie kształtowania
się kapitalistycznej gospodarki i wzrastającej dominacji mieszczaństwa [ 7 ]. A towarzyszyły temu złożone procesy duchowe.
Dlatego w tym kontekście warto pamiętać ważne konstatacje J. Ortegi y
Gasseta z „Wokół Galileusza" — zbioru esejów napisanych przez niego jeszcze w latach trzydziestych ubiegłego wieku. Pozwalają bowiem one zrozumieć rzeczywisty
sens i pozycję religii i Kościoła po średniowieczu, zwłaszcza — współcześnie.
Oto w ostatnim z nich powiada ten filozof i socjolog, że na pytanie: czy
jesteś chrześcijaninem? — należy odpowiedzieć:
jestem nim w tym
znaczeniu, że nim byłem. I każdy z mych współczesnych, powiada, niezależnie od tego, czy się deklaruje jako
katolik, czy ateista, też jest nim tylko w tym sensie. O co tu chodzi?
Rzecz, według tego myśliciela jawi się w swobodnym omówieniu mniej więcej
tak: oto rzeczywiste chrześcijaństwo rozkwita w całej pełni (ale i się kończy) w średniowieczu. Wtedy to świat, życie społeczne i człowiek tkwili w zaczarowaniu
religijnym sacrum. I zarazem — mówiąc językiem Althussera — Kościół skupiał w sobie funkcje innych aparatów ideologicznych, jako części własnego, określając
charakter całej świadomości społecznej.
Dzięki temu zdawało się, że w boży ład wpisane są rzeczy, sprawy, zawody,
funkcje, hierarchie niebieskie i ziemskie. Ogarniał on i określał wszystko, a całość bytu przenikało mistyczne, boskie światło. Było też wiadomo, że początek
gatunku ludzkiego zaczął się w rajskich pieleszach, a po grzechu pierwszych
rodziców znalazł się on za karę na tym łez padole. Wiedziano również, jak m.in.
pouczali scholastycy, że nad sferą podksiężycową, czyli nad ziemią, wznosi się
kryształowa kopuła, w którą wpisane są gwiazdy. Poruszały się zaś one po niej,
bo popychali je aniołowie, itp., itd.
Być więc chrześcijaninem — wedle Ortegi y Gasseta — to właśnie
istnieć w takim świecie i żyć nim oraz jego treściami,
jako światem przenikniętym boskością.
Filozof ten dość długo wylicza związane z tym światem myśli i wyobrażenia. Po czym zauważa, że od czasów nowożytnych po współczesne zanika on, a z nim prawdziwe chrześcijaństwo. Ginie wszak niezmienny boży ład i przenikające byt światło Boga. Pojawia się historia, jako odbicie zmian i przeobrażeń natury i społeczeństwa. Znika sfera podksiężycowa i wznosząca się
nad nią kryształowa kopuła. Otaczające nas natomiast ziemskie zjawiska wyjaśnia
m.in. fizyka Galileusza. Kosmos — astronomia Kopernika. Biblijny zaś obraz
naszego poczęcia przez Boga ustępuje darwinowskiej koncepcji ewolucji, itp. itd. A wraz z procesami owego zanikania i znikania wyłaniają się i konkurują z Kościołem nowe aparaty ideologiczne państwa. Niezależnie natomiast od
deklarowanej czy przeżywanej faktycznie wiary lub religijnej obojętności, takie
myślenie i przedstawianie sobie świata staje się dominujące.
W tym właśnie sensie nikt
po średniowieczu nie był już (i nie jest) chrześcijaninem.
Aliści równocześnie: jest nim, bo ma właśnie chrześcijaństwo za sobą. Co
to znaczy? Autor „Wokół Galileusza" odpowiada: człowiek jest nim, bo korzysta z tego, co po nim zostało. Odwołuje się wszak nieustannie do jego pojęć,
wyobrażeń, a nawet do wielu jego form działania i rytuałów, aby zakorzenić się w jakiejś społecznej wspólnocie, określić wartości swego człowieczeństwa i tożsamość indywidualną. Te bowiem działania, formy i rytuały pozostają nadal
żywymi dobrami kulturowymi, bo zawierają coś więcej, niż to, co nadawały im
minione religijne aparaty: społeczne sposoby odniesień ludzi bezpośrednio do
siebie i do organizmów oraz organizacji społecznych. Były i pozostały — inaczej
mówiąc — kulturowymi skrzepami tych sposobów, które mogą się aktualizować nawet
wtedy, gdy rozsypały się ich pierwotne konteksty.
Dlatego Ortega powołuje się na przykład pewnego socjalisty, który o sobie
mówi, że jego „powołaniem" jest „poświęcanie się" sprawom biednych i opuszczonych. Opowiada też o wzrastającej od XV w. afirmacji tego ziemskiego
świata, który przestał być padołem łez i zmienił w kosmos człowieczeństwa, ale
środki wyrazu tej afirmacji ludzie znajdują w minionym blasku, formach i normach chrześcijaństwa.
1 2 3 4 5 6 7 8 Dalej..
Przypisy: [ 5 ] J. Jastrzębski — „Media i religia", (w:) „Media i religia", praca zbiorowa
pod red. I. Borkowskiego, B. Jastrzebskiego i D. Lewińskiego, Wrocław 2011,
s. 16. [ 7 ] "Oczywiście — powiada L. Althusser -
sprawy nie toczyły się gładko: świadczą o tym Konkordat, Restauracja oraz
długa walka klasowa między Arystokracją ziemską i burżuazją przemysłową w ciągu
całego XIX wieku o ustanowienie burżuazyjnej hegemonii nad funkcjami
sprawowanymi do niedawna przez Kościół: przede wszystkim nad Szkołą. Można
powiedzieć, że burżuazja oparła się na nowym, demokratyczno-parlamentarnym,
politycznym ideologicznym aparacie państwowym, wprowadzonym w pierwszych latach
rewolucji, odnowionym później po długich, gwałtownych walkach w 1848 roku oraz
podczas dziesiątków lat po upadku Drugiego Cesarstwa, aby prowadzić walkę
przeciwko Kościołowi i zawładnąć jego funkcjami ideologicznymi — krótko mówiąc
po to, aby zapewnić sobie nie tylko hegemonię polityczną, lecz także hegemonię
ideologiczną, niezbędną dla reprodukcji kapitalistycznych stosunków produkcji". « Antropologia kulturowa (Publikacja: 07-06-2012 )
Jan KurowickiProfesor zwyczajny, kierownik katedry nauk społecznych na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu. Autor ponad trzydziestu książek z filozofii kultury, literatury i filozofii społecznej. Ostatnio wydana: "Estetyczność środowiska naturalnego" (Książka i Prasa, 2010) Liczba tekstów na portalu: 3 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Pod okiem demona przekory | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8096 |
|