|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kultura » Antropologia kulturowa
Religia i polityka w fabrykach atrakcji [1] Autor tekstu: Jan Kurowicki
1. Przed ołtarzem telewizora
Coś charakterystycznego wydarzyło się w naszym świecie od lat
siedemdziesiątych do chwili obecnej. I trudno precyzyjnie wskazać moment,
kiedy to się stało. Zwolna wszakże, i jakby bezwiednie, tam, gdzie w mieszkaniu
pojawiał się telewizor, znikały wysokie stoły i krzesła. Zastąpiły je m.in.
zwrócone ku Jego Obliczu fotele i kanapy oraz stoły — jamniki. Pokój stawał się
świątynią, a on ołtarzem. Sprawy zwykłe, codzienne rozmowy przenosiły się do
kuchni lub gdzie indziej, bo w pokoju gawędziło się z telewizorem [ 1 ]. Odbywało
się zarazem wielogodzinne nabożeństwa.
Świat ludzki przez to jak gdyby zawęził się. Jednocześnie się rozszerzył.
Zawęził, bo jego sprawy dzieją się obecnie jakby między zdobywaniem środków do
życia, a trwaniem przed telewizorem. Gdy zaś są już one (gorzej lub lepiej)
zapewnione,
ludzie zasiadają przed ołtarzami
telewizorów i wydarza się ich niecodzienna i zaczarowana teraźniejszość, która
posiada więcej treści, niż ich wyobraźnia przykuta do codzienności.
Ale wcześniej media w ogóle (w tym — telewizja), stanowiły tylko
względnie wąski aparat ideologiczny państwa. Określano go jako „informacyjny",
choć już wtedy nie w pełni odpowiadało to rzeczywistości. Zdawało się, że
jedynie karmi on — jak to jeszcze w 1970 r.
określał L. Althusser — „codzienną dawką nacjonalizmu, szowinizmu, liberalizmu,
moralizmu, itd.". „Informacje" zaś były w tej „dawce" rozpuszczone, jak sok w wodzie sodowej. Obok zaś istniały inne aparaty: „polityczny — podporządkowując
jednostki politycznej ideologii Państwa", kulturalny, czy właśnie religijny,
„przypominając w kazaniach i innych wielkich ceremoniach z okazji Narodzin,
Małżeństwa lub Śmierci, że człowiek jest tylko prochem, a oprócz tego, że musi
miłować swoich braci aż do nadstawienia drugiego policzka temu, kto uderzy
pierwszy" [ 2 ].
Aliści z czasem elektroniczne media nie tylko objęły panowanie nad
oceanem innych praktyk ideologicznych, ale też uczyniły je jakby swym
funkcjonalnym przedłużeniem. Dlatego traktowanie dziś tych mediów, i przede
wszystkim — telewizji, tylko jako części aparatu „informacyjnego", jest równie
mylące, jak w Polsce po 1989 r. sprowadzanie roli religii do kościelnych pouczeń o miłości, człowieku jako o prochu marnym, itd.
Zwykły odbiorca nie uświadamia sobie tego. Usadowiony przed telewizorem,
widzi te relacje na ogół dość prosto: religia dostarcza oto mediom materiałów i tematów do wytwarzania określonych produktów; one zaś przekazują je jemu w strumieniu reklam, seriali, wiadomości politycznych i sportowych, komentarzy
itp. Rzuci się też mu może w oczy, że religia, czy jej problemy, nie zawsze są w nich uobecniane ze względu na swe własne znaczenia, lecz często zależnie od
tego, co aktualnie ważne w życiu politycznym, społecznym lub w kulturze.
Spostrzeże również, że często wydają się one nie na miejscu wśród innych, obcych
jej materiałów i tematów. Itp. itd. I na ogół więcej wiedzieć nie chce. Podobnie
zresztą jak i wielu profesjonalnych badaczy.
Gdy jednak zastanawiamy się nad świadomością społeczną w potransformacyjnej Polsce, należy odrzucić ten punkt widzenia. Trzeba się też
skupiać nad relacjami, jakie się ukształtowały między religią i Kościołem a mediami. Zwłaszcza — między Kościołem i telewizją. W stosunkach bowiem między
nimi najbardziej dobitnie ujawnia się to, co dla tej świadomości istotne, a równocześnie odsłaniają się jej społeczno-ekonomiczne i kulturowe uwarunkowania i paradoksy. Boć religia, obecna głównie dzięki praktykom ideologicznym
Kościoła, jest dla tej świadomości podstawowym, aksjologiczno-obyczajowym
punktem odniesienia. Telewizja natomiast — uobecnia ją w postaci masowych,
komercyjnych produktów do zbiorowej i indywidualnej konsumpcji duchowej. Staje
się to wszakże wyraźne dopiero wtedy, kiedy — z jednej strony — rozpatrujemy te
relacje jako moment historyczno-politycznego i kulturowego procesu; z drugiej -
gdy zarówno religię, jak i media postrzegamy jako ideologiczne aparaty
państwowe.
Badanie bowiem owego procesu pozwala zrozumieć rzeczywisty sens przekazów
religijnych w „odczarowanych" stosunkach naszego kapitalistycznego świata.
Analiza zaś wzajemnych odniesień religii i mediów, jako owych aparatów,
umożliwia rozpatrywać je nie tylko w wymiarze duchowym, lecz i w prozaicznie
materialnym: jako zinstytucjonalizowane struktury odtwórców i twórców form
zachowań i rytuałów ideologicznych, które naturalizują (i legitymizują) panujący
porządek społeczny i ekonomiczny.
2. Media jako beneficja Kościoła
Zauważmy więc na początku, że relacje między religią i mediami w Polsce nie
wynikają, jak ten odbiorca sądzi, tylko z bezpośrednich ich odniesień do siebie.
Określone są z zewnątrz: przez pozycję polityczną Kościoła w państwie. A ta
pozycja z kolei ma długą historię. Rodziła się jeszcze przed 1989 r., kiedy na
tron papieski wstąpił K. Wojtyła, o czym będzie tu mowa w stosownym miejscu. Ale
wzmocniona ona została w naszej pięknej krainie zwłaszcza po wprowadzeniu stanu
wojennego w 1981 r..
Partia bowiem wtedy rządząca pozbywała się własnej ideologii, preferującej
interesy ludzi pracy. Opróżniane zaś po niej miejsce skwapliwie zajmował
Kościół. Służył nie tylko pomocą działaczom „Solidarności", którzy zdawali się
wyrazicielami pracowniczych interesów, ale i sam zachęcał do walki z upartyjnionym państwem o godziwe płace i życie. Kiedy więc „nastała wolność",
Kościół i wielotysięczna rzesza jego funkcjonariuszy był jedyną, dobrze
zorganizowaną instytucją, która mogła i chciała pacyfikować antykapitalistyczne
nastroje.
Co by się bowiem działo, gdyby na przykład po 1989 r. organizował msze dla
strajkujących robotników, w listach pasterskich domagał się godziwego
wynagradzania ludzi pracy, upominał o ich podmiotowość, żądał utrzymania, a nawet rozszerzenia ich przywilejów socjalnych; gdyby protestował przeciwko
likwidacji PGR-ów, dzikiej prywatyzacji i bezrobociu? Tego i wielu podobnych
rzeczy nie robił (i nie robi), a mógłby, jeśli by to uznał za pożyteczne i wskazane dla siebie. I już przez to umacniał „odwieczne wartości", czyli pomagał
państwu w ideologicznym podporządkowania klas pracowników najemnych
kapitalistycznym stosunkom produkcji. Nic więc dziwnego, że to jemu, przy pełnym
aplauzie władzy, przypadł w udziale rząd dusz, jako ideologicznemu aparatowi
państwowemu.
Równocześnie mógł on (i może) pozwolić sobie na prowadzenie polityki kadrowej i kulturalnej w państwie [ 3 ]. Zwłaszcza — we wspólnotach wiejskich i małomiasteczkowych. Mógł też (i może) kontrolować,
nadzorować i (moralnie) represjonować zachowania i postawy niesforne względem
siebie. Wreszcie — stanowił po 1989 r. (i stanowi do dziś) ideologiczną służbę
bezpieczeństwa, gromadzącą dane o nastrojach, punktach zapalnych wśród klas
ludzi pracy, a także o nieformalnych autorytetach wśród nich. Pomaga to państwu
klasy te trzymać w ekonomicznych i politycznych ryzach. Jego usługi dla niego są
tedy niewymierne i nieocenione [ 4 ].
W konsekwencji ustrój mamy prawie taki mniej więcej, jak w Chinach:
neoliberalny w gospodarce, biurokratyczny w praktyce rządzenia i ideologicznie
podporządkowany Kościołowi, jak tam partii komunistycznej. Nic więc dziwnego, że
istnieje u nas tylko formalno-prawny, a nie rzeczywisty rozdział państwa od tej
instytucji. A stosunki między nią i mediami określają różne aparaty władzy.
Wykorzystują one zależność od siebie medialnych przedsiębiorstw i wymagają, by
realizowały to, co dla Kościoła istotne. Prawnym zaś do tego środkiem jest m.in.
nakaz przestrzegania w ich działalności programowej tzw. „wartości
chrześcijańskich". Za jego łamanie grążą sankcje. Niekiedy dotkliwe.
I w małym stopniu chodzi tu o duchowe potrzeby wyznawców, którzy
chcieliby może doznawać medialnej obecności treści i form, zawartych w nabożeństwach, rytuałach, w świętych księgach swej religii czy w opowieściach z historii Kościoła. Wprawdzie to otrzymują, ale idzie tu o coś zupełnie innego,
co znajduje wyraz przynajmniej w kilku obszarach:
Po pierwsze — o podkreślanie przez media społecznej rangi kościelnych
hierarchów, jako autorytetów. Po drugie — o utrwalanie ich monopolu na moralne
recenzowanie wszystkich istotnych spraw narodowych, obyczajowych, kulturalnych i politycznych z perspektywy tzw. „społecznej nauki" Kościoła. Po trzecie — chodzi o medialną prezentację ich wypowiedzi i działań, niekoniecznie religijnych,
jako równych swym znaczeniem działaniom i deklaracjom głównych postaci życia
politycznego, społecznego, gospodarczego czy kulturalnego. Wreszcie — po czwarte — chodzi o obecność w mediach (zwłaszcza elektronicznych) sprawozdań z obrzędów i wydarzeń religijnych (np. z kościelnych dożynek w Częstochowie, pielgrzymek,
odpustów, spotkań episkopatu, religijnych zgromadzeń młodzieży itp.), jako tak
samo ważnych, jak wydarzenia, uroczystości i święta ogólnopaństwowe.
Jeżeli jednak te formy odniesień są jawne, to istnieją też liczne inne,
ale nieco ukryte. Także zresztą wymuszone przez polityczny splot Kościoła i państwa. Manifestują się one dla przykładu choćby w sposobie i języku
prezentowania przez dziennikarzy świąt religijnych, obrzędów czy sylwetek
hierarchów. Rzadko są one zobiektywizowane i neutralne światopoglądowo, bo
uchodziłyby wtedy za obce wspomnianym „wartościom chrześcijańskim". Panują
dlatego wewnątrzkościelne formy przedstawiania ich, określania i nazywania. Mówi
się tedy np. nie o mszy, lecz o Mszy Świętej; nie o tym, co powiedział papież,
lecz, co rzekł Ojciec Święty itp., itd. I dalej: informuje się np. o cudach,
dokonywanych przez wyniesione na ołtarze postaci (np. Jana Pawła II), tak, jakby
były to stwierdzenia faktów, równie rzeczywistych, jak np. relacje o wypadkach
samochodowych. Przykłady mnożyć można w nieskończoność.
1 2 3 4 5 6 7 8 Dalej..
Przypisy: [ 1 ] Zob. S. Kubiak — „Galeria dla dziesięciu tysięcy", „Kultura" (warszawska),
21.01.1987. [ 3 ] Przejawiło sie to w drastycznej formie zwłaszcza na początku ustrojowej
transformacji, kiedy to Kościół, jak powiada w wywiadzie dla P. Szumielewicza J.
Urban, „delegował kapelanów dosłownie wszędzie, do każdej komendy policji, tak
by obok każdego komendanta swój pokój miał też kapelan. Kapelani pojawili sie w wojsku, w policji i w wielu innych instytucjach, pełniąc rolę kadrowych. Kościół
nieco wycofał się z tej polityki dopiero w 1993 roku, kiedy lewica wygrała
wybory, a badania opinii publicznej pokazywały, że wścibstwo strony kościelnej
jest źle przyjmowane przez znaczną część społeczeństwa" (zob. P. Szumilewicz -
„Ojciec nieświęty. Krytyczne głosy o Janie Pawle II", Warszawa 2012) [ 4 ] Trafnie więc zauważa J. Kochan, że "neoliberalizm i klerykalizm podały tu
sobie ręce. Bez kościelnego błogosławieństwa dzisiejszy polski kapitalizm by się
nie utrzymał. Ma rację Stefan Niesiołowski, gdy twierdzi, że najbardziej
racjonalnie wydane pieniądze budżetowe to pieniądze wydane na Kościół katolicki"
(K. Pilawski — „Oburzeni na kapitalizm, wywiad z prof. Jerzym Kochanem",
„Przegląd", nr 43, 2011.) « Antropologia kulturowa (Publikacja: 07-06-2012 )
Jan KurowickiProfesor zwyczajny, kierownik katedry nauk społecznych na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu. Autor ponad trzydziestu książek z filozofii kultury, literatury i filozofii społecznej. Ostatnio wydana: "Estetyczność środowiska naturalnego" (Książka i Prasa, 2010) Liczba tekstów na portalu: 3 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Pod okiem demona przekory | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8096 |
|