|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kultura » Antropologia kulturowa
Religia i polityka w fabrykach atrakcji [6] Autor tekstu: Jan Kurowicki
Panującym wtedy siłom politycznym zdawało się zatem, że Jan Paweł II
spadł specjalnie dla nich z (medialnego) nieba, jako ktoś, kto swymi widowiskami
dodatkowo scementuje społeczeństwo wokół nich i tę ideologię uświetni. On zaś,
zachowując teatralny dystans, nie tylko nie wyprowadzał ich z błędu, lecz
rozsnuwał miraże pełni narodowego zjednoczenia. Jednocześnie budował drogę dla
uprzywilejowanej pozycji Kościoła w państwie. A ten z kolei skupiał wokół siebie
wszystkich niezadowolonych z ustroju.
To pozwoliło, by pod jego protekcyjnymi skrzydłami przygotować,
organizować i szkolić kadry, zdolne w odpowiednim momencie do kształtowania
społecznej świadomości i przejęcia władzy. Kiedy więc ten moment się wydarzył,
poprzednie siły wyrzucone zostały z aparatów państwa. Te zaś, które w nich (i
nad nimi) zapanowały, stanowiły już jedność z Kościołem. Natomiast „Syna Tej
Ziemi" uznano już za życia nie tylko za świętego ojca założyciela i patrona
nowego państwa, lecz i wzór skutecznej obecności Kościoła w życiu społecznym i w
mediach.
Jak sądzę — nazbyt pośpiesznie. Budowniczowie bowiem wolnorynkowej
szczęśliwości na polskiej ziemi przeoczyli coś, co staram się tu ukazać: potęga
Kościoła nie była i nie jest samoistna. Jako instytucja religijnego aparatu
ideologicznego państwa, znaczy on mniej lub więcej, gdy stoją za nią,
wspierające je potęgi i układy polityczne. Dowodzi tego nie tylko naszkicowany
tu na początku eseju obraz obecności polskiego Kościoła w mediach, ale i przede
wszystkim funkcjonowanie w nich „naszego" papieża.
Na jego bowiem spektakularne sukcesy wpływ miały przede wszystkim trzy
czynniki:
Po pierwsze — trwająca Zimna Wojna, która w jego osobie dawała Zachodowi
szansę na rozmiękczenie od wewnątrz Bloku Wschodniego, choćby poprzez
bezpośrednie oddziaływania na (w większości religijnych) Polaków. Dlatego
nazwałem go tu Kapelanem Zimnej Wojny. Dodać też trzeba, że był on i aktywnym
neokonserwatywnym politykiem. Jak bowiem trafnie zauważył J. Klebaniuk:
nieprzypadkowo w latach osiemdziesiątych zaprzyjaźnił się z „antyegalitarnym
pionierem neoliberalizmu, prezydentem Ronaldem Reaganem, i to prawdopodobnie
umożliwiło uruchomienie amerykańskiej tajnej pomocy dla opozycji w Polsce, a kilka lat później — zaprowadzenie korzystnych dla zagranicznego kapitału, a niekorzystnych dla większości ludzi w naszym kraju zmian ustrojowych" [ 14 ].
Po drugie — nadzieja na ideologiczną pacyfikację radykalnych ruchów
lewicowych na obszarach biednego Południa. Po trzecie wreszcie — szansa na
osłabienie wpływów lewicy na Zachodzie, gdzie kończył się powojenny boom
gospodarczy, pojawiły się kryzysy i zaczynał rozkwitać ekonomiczny
neoliberalizm. Trzy te czynniki sprawiły (choć wystarczyłby tylko jeden z nich),
żeby uczynić zeń supergwiazdę i zapewnić niewyobrażalne wsparcie logistyczne i finansowe kierowanej przezeń watykańskiej fabryce Atrakcji Medialnych.
Gdyby wszakże przyszło mu działać w innej koniunkturze
społeczno-politycznej, niż ta, jaka panowała od początku jego pontyfikatu, byłby
zaledwie zjawiskiem kultury popularnej i dostarczycielem Atrakcji Medialnych na
miarę bohaterów seriali czy spektakli gwiazd piosenkarskich. Szybko jednak by
zauważono, że dostarcza on produktów jeno na miarę mentalności konserwatywnego,
wiejskiego proboszcza. I na niewiele by się zdała nawet jego intelektualna
błyskotliwość. Nie pomógłby antykomunizm. Kreowanym przezeń widowiskom
towarzyszyłby pewnie entuzjazm wielu rodaków, ale również doniosły śmiech,
szyderstwo i obojętność. Byłby lokalną — z perspektywy świata i mediów -
ciekawostką.
Nie zauważyli tego ani rządzący ani polski Kościół, jako ideologiczny
aparat państwowy. Rządzącym bowiem zdało się, że jest on zbiorowym
ucieleśnieniem tej supergwiazdy. Kościołowi zaś, że posiada takie same, jak Jan
Paweł Superstar przymioty i możliwości skutecznego działania. I tak obie te
strony wzajemnie wprowadzały się (i nadal wprowadzają) w błąd. Świadomość bowiem i jednych i drugich jest świadomością ideologiczną. Sytuuje się wszak tylko na
poziomie płynnych strumieni Medialnych Atrakcji, powołanych do istnienia przez
wszechobejmujące oko Elektronicznego Boga. I sama przez się nie zmieni się.
Dopiero sprzeczności społeczne i dotkliwość ekonomicznych kryzysów, zmuszających
do opuszczenia iluzji wytwarzanych w obrębie tego ideologicznego aparatu, może
rozluźnić ich wzajemny splot. Niekoniecznie na długo.
9. Pokusa fundamentalistycznej utopii
Kościół w Polsce wie jednak, jak wyżej mówiłem, że mimo sprzyjających
okoliczności politycznych nie osiąga jednoznacznych rezultatów. Zyskał medialną
wszechobecność, lecz nie zwycięstwo. Posługując się zaś na swój sposób masą
upadłościową odczarowanych po średniowieczu symboli, figur, rytuałów, mitów i wyobrażeń nie ukonstytuował ładu teokratycznego, choćby tylko w porządku
medialnym. Nie pomogła pozycja polityczna w państwie, która — przewrotnie -
przyczyniła się jeno do pośpiesznego przeobrażenia jego duchowej materii w prozaiczne Atrakcje Medialne. Ale — z drugiej strony — aksjologicznie
wielobarwna obecność jego funkcjonariuszy i ich działań stała się pożądanym
surowcem (wątpliwych dlań prestiżowo) takich Atrakcji, które odbierają mu dobry
nastrój. Co rusz więc objawia swe niezadowolenie i grymasi.
W istocie bowiem, jak powiedziałem, sam w sobie charakter mediów
odczarowuje Kościół. Odsłania zarazem, jako li tylko nagi, materialny
ideologiczny aparat, dowartościowujący się dzięki codziennemu nieomal medialnemu
marketingowi religijnemu. Aparat, który posługuje się tym marketingiem dla
reprodukcji swej pozycji politycznej, ale — zarazem — duchowej reprodukcji
stosunków i zależności kapitalistycznego bytu. To zaś sprawia, że, chcąc nie
chcąc, staje się nie tyle pojemnikiem idei zbawienia, miłości, odpuszczania
grzechów, sensu życia, nadstawiania policzka itp., co hierarchicznie
zorganizowanym tworem, utkanym z materii społecznej, zmierzającym wraz z innymi
ideologicznymi aparatami państwowymi do wszechwładzy nad życiem umysłowym i emocjonalnym ludzi. Niezależnie więc od intencji nawet tych mediów, które
najbardziej chcą mu nieba przychylić, religijna świętość wycieka zeń, jak z dziurawej beczki wino.
Może oczywiście próbować zmienić ten stan rzeczy. Podjąć działania, które
doprowadzą do pełnej i zupełnej jego wszechwładzy nad państwem i w mediach. Być
może wtedy możliwe byłoby uczynienie z nich służki religii, jak w średniowieczu
była nią filozofia dla teologii, czy szkoła oraz kultura w jego ramach, jako
aparatu ideologicznego państwa. Wymagałoby to wszakże zrobienia w Polsce tego,
co chciał uczynić w Iranie Imam Chomeini w latach siedemdziesiątych.
Jego intencje zwięźle i trafnie przedstawił Salman Ruhsdi w swych
„Szatańskich wersetach": „Zrobimy rewolucję (...) która jest buntem nie tylko
przeciwko tyranowi (szachowi — J.K.), lecz przeciwko historii. (...) Historia
jest zejściem ze Ścieżki, wiedza jest ułudą, ponieważ skarbiec wiedzy zapełnił
się do końca w dniu, w którym Al-Lah zakończył przekazywanie swych objawień
Mahoundowi. (...) Śmierć tyranii cesarzowej Aiszy, kalendarza, Ameryki, czasu.
My poszukujemy wieczności, Boga. Jego niezmąconych wód, a nie wina. Palcie
książki, a zawierzcie Księdze, targajcie papiery na strzępy, a słuchajcie Słowa,
tego które zostało objawione przez
Anioła Gibrila Posłańcowi Mahaundowi i rozwinięte przez waszego poprzednika i Imama" [ 15 ].
Patrząc więc z punktu widzenia tego ideału — nic nie miałaby przeciwko
eliminacji lub przynajmniej maksymalnemu ograniczeniu obecności tego, co im
obce: np. programów rozrywkowych (zwłaszcza „niegodziwych"), filmów nie
odpowiadających ich perspektywie aksjologicznej, różnych postaci publicystyki
społecznej, obyczajowej, kulturalnej, reklam, wątpliwych z punktu widzenia ich
norm itp. To wszystko musiałoby zostać z nich wyrzucone lub zmarginalizowane,
choćby przez przeniesione w czas słabej oglądalności.
1 2 3 4 5 6 7 8 Dalej..
Przypisy: [ 14 ] Zob., wywiad z nim (w:) P. Szumilewicz — "Ojciec nieświęty. Krytyczne głosy o Janie Pawle II", Warszawa, 2014 r. [ 15 ] S. Ruhsdie — „Szatańskie
wersety", (polski przekład nie wskazuje miejsca wydania), 1992 r. s. 224 — 225..
Podstawową tedy intencją jego religijnej rewolucji było — po pierwsze -
zakwestionowanie podstawowego założenia mentalności nowożytnej i współczesnej:
odczarowania świata i oddzielenia porządku religijnego od świeckiego; scalenie
obu w religijnym ładzie islamu. Po drugie — przywrócenie właściwego mitologii
religijnej bez-czasu, poprzez uśmiercenia zegara i kalendarza, które są
formalnym wyrazem czasu historii; czasu nieodwracalnego, czyniącego wszystko
czymś tylko doraźnym, przemijającym i prozaicznym. Po trzecie wreszcie — śmierci
Aiszy, która miałaby być sygnałem do wyeliminowania i zabicia historii,
kwestionującej ów bez-czas, gdzie wszystko, co jest, dane zostało raz na zawsze
przez Al-laha, a potem objawione w Słowie przez Anioła Gibrila Mahaundowi, które
objaśnił wiarygodnie Imam.
W naszym kręgu kulturowym także pojawiają się takie fundamentalistyczne
aspiracje i marzenia. W ich obrębie zjawia się też potrzeba (choć nie ma o tym
nigdzie bezpośrednio mowy) radykalnej przemiany funkcjonowania przedsiębiorstw
medialnych. Zniszczenia Atrakcji, jako fundamentalnej dla nich wartości.
Z punktu widzenia religijnego fundamentalizmu bowiem, całokształt mediów
stanowi li tylko zbiór środków, pozwalających na rozszerzenie pola społecznego
działania Kościoła. Byłoby więc ideałem uzyskanie stanu, w którym media stanowią
jakby dodatkową świątynię, bezpośrednio emanującą religijne treści, formy
wizualne, sposoby nakazanych przez niego zachowań, nabożeństwa i rytuały, wprost
do domostw i ludzkich nisz prywatności, nie eliminując wszakże udziału w tradycyjnych obrzędach. Chętnie zatem pozbyłby się on wszystkiego, co rozprasza
uwagę, wybija z rytmu modłów i namysłu nad tym, co dlań najważniejsze.
A wiadomo, że dla Kościoła i religii, z całym jej materialnym
„oprzyrządowaniem", infrastrukturą i funkcjonariuszami jej kultów,
najistotniejsze są one same w sobie. Religia bowiem, jak niekiedy patetycznie
mówią, „potrzebuje ludzi mediów, którzy ją reprezentują, rzecz jasna, nie tylko
do przedstawiania i tłumaczenia skandali czy konfliktów w religii, ale również i przede wszystkim do przedstawienia i tłumaczenia dobra, jakie jest obecne i wydarza się w religii. Religia oferuje ludziom ogromne pokłady dobra,
nieskończenie wielkie i głębokie: sens życia, nadzieję, wspólnotę, pomoc i oparcie w cierpieniu, głęboką radość i świętowanie w "szarej" codzienności,
klucz do fundamentalnych egzystencjalnych pytań, obecność Boga i Jego „dotyk"
(łaska), autentyczna i najgłębsza tajemniczość, godność, moce do (dobrego)
przemieniania świata" {P:16|J. Majewski — „Media a religia — czwarte kuszenie Chrystusa?", „Homo Dei",
2009 r. t. IV. « Antropologia kulturowa (Publikacja: 07-06-2012 )
Jan KurowickiProfesor zwyczajny, kierownik katedry nauk społecznych na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu. Autor ponad trzydziestu książek z filozofii kultury, literatury i filozofii społecznej. Ostatnio wydana: "Estetyczność środowiska naturalnego" (Książka i Prasa, 2010) Liczba tekstów na portalu: 3 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Pod okiem demona przekory | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8096 |
|