Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.446.686 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 701 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Człowiek wciąż ma emocje na poziomie epoki kamienia łupanego, instytucje ze średniowiecza, a technikę o boskich możliwościach."
 Kultura » Antropologia kulturowa

Religia i polityka w fabrykach atrakcji [5]
Autor tekstu:

Jednakże Elektroniczny Bóg mediów nawet nie śmie myśleć o panowaniu nad skutkami funkcjonowania Medialnej Atrakcji. A tym bardziej nie zależy mu na ich wyciszaniu czy wygaszaniu. Przeciwnie! Jego oczy, wcielone w setki kamer, muszą być zawsze na miejscu i rejestrować te skutki, o ile mogą być one materiałem do kolejnych Atrakcji, by je potem emitować, czyli na sposób boski powoływać do istnienia dla bezpośrednich odbiorców. Wszak to rodzi następne materiały do nowych Atrakcji, przyciąga uwagę, zapewnia pozycję na rynku, zyski itp. itd. Nie liczy się ani dobro, ani zło; piękno czy brzydota; honor czy podłość itd., lecz przyciąganie uwagi poprzez określone drażnienie standardów emocjonalnych; wyzwalanie współczucia albo nienawiści; radości lub przygnębienia.

I to właśnie sprawia, że politycznie ukonstytuowana pozycja Kościoła w naszym państwie, pozwala mu — z jednej strony — na uprzywilejowaną pozycję w mediach i na narzucanie ideologii Polaka-katolika. Powoduje też jednak, że nawet ośrodki deklarujące swą religijną obojętność czy tylko światopoglądową otwartość, musiały się prześcigać w ukazywaniu np. uroczystości beatyfikacji Jana Pawła II, czy — kilka lat wcześniej — z ostatnich dni z jego umierania. Musiały, choć wiadome było, że w rezultacie powstawał nieznośny, nużący nadmiar komunikacyjny i emocjonalny jazgot, który one w swej ślepocie (czy świadomie) ignorowały.

Patrząc więc z tego punktu widzenia, rzec można, iż ten Elektroniczny Bóg, powołujący do istnienia to, co dzięki mediom postrzegamy, sam jest ślepcem, podporządkowanym swym własnym wytworom. I nawet, gdyby te czy inne stacje telewizyjne chciały się wznieść ponad gonitwę za Atrakcjami, to nie bardzo mogą sobie na to pozwolić. Ośrodki medialne wszak stanowią prozaiczne przedsiębiorstwa kapitalistyczne, które określa konkurencja z innymi przedsiębiorstwami. Każde chce i musi być pierwsze przy (obojętnie jakim aksjologicznie czy religijnie nasyconym) materiale do Medialnej Atrakcji, bo jej prześlepienie spowodować może spadek oglądalności, zysków, miejsca w grze rynkowej.

8. Jan Paweł II jako Atrakcja Medialna

Pokazuje to dobitnie medialne funkcjonowanie idola polskiej wyobraźni zbiorowej — Jana Pawła II, jako źródła niezliczonych Atrakcji Medialnych. On to bowiem — jako pierwszy — wyszedł poza bramy pałaców i kościołów watykańskich, by odbywać wędrówkę przez świat z dobrze pomyślanymi, reżyserowanymi i realizowanymi spektaklami dla mas. Sam w sobie zresztą stanowił nie tylko taką Atrakcją, opromienioną blaskiem i świętością Elektronicznego Boga, ale i zdawał się jego materialnym ucieleśnieniem.

Dlatego widziano go — jak powiada K. Katzenberger — jako „"tego cudownego papieża", którego „kapłańska dusza została oczyszczona we krwi i łzach", który roznieca „burze nadziei i zaufania", jako „profetyczną postać XX wieku", jako „reinkarnację starożytnego rzymskiego triumfatora", jako „gwiazdę religijnego happeningu, która samym pojawieniem się doprowadza ludzi jednocześnie do śmiechu i płaczu, każe klękać i tańczyć", jako „Johna Travoltę Ducha Świętego", jako „człowieka, który mówi z autorytetem Boga", jako „fenomen", „geniusza", „posłańca pokoju", „wysłannika", „papieża ludu", „bohatera ludowego", „moralnego przywódcę świata", jako „Jana Pawła Superstar"" [ 12 ]. Itd.

Określenia te mówią same za siebie. Trafiają do każdego, kogo ukształtował ołtarz telewizora i płynące zeń Medialne Atrakcje. Jest więc zrozumiałe, że za jego sprawą święte stawało się nie tylko (i nie tyle) to, co w Kościele uchodzi za sacrum, lecz wszystko, co on uświęca każdym słowem, gestem, czy grymasem twarzy. Każde więc jego wystąpienie, nawet ewidentnie o sprawach świeckich (np. polityczne) stawało się religijne, bo on stanowił źródła religijności ich treści [ 13 ].

Jego zaś reakcje na problemy społeczne wyznaczały normy etycznej wrażliwości, niezależnie od tego, co stanowiła dotychczasowa doktryna Kościoła. On bowiem sam w sobie Kościół ucieleśniał. Uświęcały się też i zmieniały w rytuały powtarzane przez niego działania (np. całowanie płyty lotniska po przybyciu do danego kraju), choćby nie miały one zakorzenienia w tradycji. Sakralną rangę zyskiwały również pielgrzymki do miejsc spotkań z wiernymi, ich oczekiwanie na jego pojawiania się, nawoływania na jej koniec: „zostań z nami"; nawet śpiewane z nim wspólnie ulubione jego piosenki itd. Jednocześnie wszystko to, jak wszelkie produkty medialne, zdominowane były przez doraźność. Miało urok wiejskiego czy małomiasteczkowego jarmarku lub odpustu. Rodziło jego bliskość i bezpośredniość, lecz w postaci, do której jego wyznawcy skądinąd przywykli. Choć i tak było to niesłychanie świeże na tle dotychczasowych, hieratycznych form bycia kościelnych hierarchów.

Można więc temu papieżowi odmówić wiele: filozoficznej odkrywczości czy talentu literackiego. Nie sposób wszelako nie przyznać niezwykłego zmysłu do istnienia, jako Atrakcji Medialnych, czerpiących swe formy i treści zarówno z surowca religijnego, politycznego czy społecznego. Wyczarowującego z nędzy i sprzeczności naszego łez padołu nowe sacrum wspólnotowe i humanistyczne. Takie przy tym, które nie narusza podstaw społecznego bytu, dobrze się sprzedają w widowiskach, i otwiera ludzi na miraże pojednania, wszechmiłości, sprawiedliwości i sensu życia.

Zarazem niesłychanie precyzyjnie określał on granice dla realnej aktywności swych wielbicieli i wyznawców. Oto nie mogli oni utożsamiać plastycznej naturalności świata mediów, w której zdarzał się cud jego obecności i nauczania, z krytyką kapitalizmu. Nie jest więc rzeczą przypadku, że np. w Ameryce Łacińskiej odbierał hołdy na swych pielgrzymkowych spektaklach, jednocześnie odcinał się nie tylko od tamtejszych ruchów lewicowych, lecz i od teologii wyzwolenia, głoszącej podobne, co on, hasła. Z tym, że ich polityczni wyznawcy chcieli, poprzez walkę, wyciągnąć ludzi z nędzy, ciemnoty i z upodlenia. Dystansował się od nich, a nawet upokarzał związanych z nimi duchownych katolickich.

Z drugiej jednak strony głośno mówił o „pewnych zaletach" marksistowskiego socjalizmu. Zarazem ganił go nie tylko za to, że wspiera się na „nienaturalnych" podstawach gospodarczych i ateizmie, ale i za to, że nie podąża za roztaczanymi przezeń mirażami sprawiedliwości, prawdy i miłości. Łamał więc on — wedle niego — prawa człowieka i odbierał mu wolność. Dzięki temu budził niekłamany entuzjazm prawicowych polityków zachodniego świata. Jawił się im jako doskonały kapelan Zimnej Wojny i duchowy pogromca wszelkiego antykapitalistycznego „zła". I choć „w wyważony sposób" też groził im palcem, wypominał błędy i grzechy, grzmiał o zawinionej przez ich działania biedzie i zbrodniach, nie miano mu tego za złe. Zawsze bowiem trzymał się granic, precyzyjnie wyznaczonych przez poetykę swych genialnie reżyserowanych widowisk, których równocześnie był bohaterem.

I było poniekąd z nim tak, jak z bohaterem „Purpurowej róży z Kairu", filmu Woody Allena, który oto zszedł na widownię z kinowego ekranu do potarganej przez los dziewczyny i powędrował z nią w świat. Obiecywał miłość, która nie zna granic ani zdrady. Dawał posmakować wszystkich cudów życia. Wyrwał z prozy codzienności. Ale w pewnym momencie wtrącił się aktor, który go kreował. Zwiódł owo dziewczę obietnicą szczęścia, by tylko filmowe cuda porzuciła. Bo szło mu o karierę. I kiedy dopiął swego — odpłynął samolotem w dal Hollywoodu. Parszywy jej los powrócił. Dziewczyna połykała łzy. Ale poszła znowu do kina, gdzie marzenia nią żyją.

Film ten stanowi znakomitą metaforę ideologicznych praktyk i intencji tego barwnego Kapelana Zimnej Wojny. Dla buntowników oto np. z biednego Południa (choć nie tylko) nie chciał być utożsamiany z bohaterem, jakiego aktorsko kreował w swych widowiskach. Gdy więc tylko identyfikowali go z nim, i z jego imieniem na ustach chcieli zmieniać świat, natychmiast stawał się prozaicznym Urzędnikiem Pana Boga, który brutalnie beształ ich i pouczał, że jego (i ich) królestwo jest „nie z tego świata", i że nie należy praktycznie robić nic, co by podważało istniejące stosunki, zanim, dzięki modłom, nie pojawi się zmiłowanie boże. Dla uwiedzionych zaś rzesz swych rodaków miał przesłanie odmienne: wzywał ich do nacjonalnej solidarności w imię Boga i praw człowieka; do skupienia się wokół Kościoła, wbrew realiom ateistycznego socjalizmu i nie lękania się kapitalizmu, którego humanistyczne oblicze on sam przecież sobą i swymi naukami gwarantował.

Znalazło to zresztą potem odbicie w czerwcowych wyborach z 1989 r. w Polsce. Ale, gdy później rozczarowali się oni ustrojowymi efektami tych wyborów, nie zachęcał nikogo do buntu. Zalecał, jak cały Kościół w Polsce, cierpliwość, skupienie się wokół religijnych pasterzy, pogłębienie wiary, praktykowanie cnót i rytuałów religijnych. I kiedy Kościół ten czynnie się włączył w polityczne dyscyplinowanie wiernych wobec kapitalistycznych mechanizmów, sam odpłynął w świetlistą dal Watykanu, by nabrać sił do kolejnych pielgrzymek w służbie „prawdziwym wartościom", a zwłaszcza Elektronicznemu Bogu. Głęboko pewnie usatysfakcjonowany, że sprawy idą „w dobrym kierunku", bo przy okazji jego pasterze przejęli władzę ideologiczną i politykę kadrową w swoje ręce.

Jest jednak rzeczą znamienną, że jeszcze w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX w. zaczarowane nim były także władze PRL. I nic dziwnego. Wszak wyraźnie po 1970 r. nie zamierzały już one realizować socjalistycznych przemian. Chciały utrwalenia i konserwacji swej pozycji w ramach osiągniętego status quo. Marksizm dyskretnie, ale zdecydowanie, spychany był na zaplecze. Stał się on jeno, jak powiadano, „językiem politycznym do komunikowania się w Bloku Wschodnim". Głoszono zaś i praktykowano ideologię jedności moralno-politycznej społeczeństwa. Odwoływano się do tradycji. Kino i telewizja karmiły intensywnie masy ekranizacjami bogoojczyźnianej literatury. Odżywały — z ich inspiracji — nacjonalistyczne świętości i upiory, aby nadać im legitymizację narodową w miejsce klasowej.


1 2 3 4 5 6 7 8 Dalej..
 Zobacz komentarze (7)..   


 Przypisy:
[ 12 ] K. Katzenberger — "Jeśli przychodzisz z Europy", Gdynia, 1997 r. s. 118.
[ 13 ] Nic w tym dziwnego, bowiem „w telewizji Bóg to postać enigmatyczna i drugorzędna. Choć jego imię przywoływane jest ustawicznie, to konkretność i uporczywość obrazu kaznodziei niesie nam oczywisty przekaz, że to on, a nie On ma być przedmiotem czci. Nie chcę tu sugerować, jakoby takie było pragnienie kaznodziei, a jedynie to, że siła, jaką ma w sobie zbliżenie jego twarzy w kolorze, sprawia, iż niebezpieczeństwo popadnięcia w bałwochwalstwo czyha nieustannie. Telewizja jest przecież formą bałwochwalstwa o wiele potężniejszą, niż złoty cielec" (zob. N. Postman — "Zabawić się na śmierć, Warszawa, 2002 r. s. 175). Wprawdzie Postman ma na uwadze kaznodzieję z amerykańskich spektakli telewizyjnych, to jego opis wyraża ogólną zasadę, która charakteryzuje i tego papieża i źródła tej jego urokliwej patetyczności.

« Antropologia kulturowa   (Publikacja: 07-06-2012 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Jan Kurowicki
Profesor zwyczajny, kierownik katedry nauk społecznych na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu. Autor ponad trzydziestu książek z filozofii kultury, literatury i filozofii społecznej. Ostatnio wydana: "Estetyczność środowiska naturalnego" (Książka i Prasa, 2010)

 Liczba tekstów na portalu: 3  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Pod okiem demona przekory
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 8096 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365