|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Czytelnia i książki » Recenzje i krytyki
Roger Scruton – czyli konserwatywny obraz świata [5] Autor tekstu: Piotr Napierała
Scruton, na jedno
chociaż pytanie liberałów stara się odpowiedzieć. Liberałowie krytykują
konserwatyzm m.in. dlatego, że oparcie prawa na konkretnych kontekście
kulturowym i wynikających z jego na/za/kazów , uniemożliwia konstruktywną
krytykę urządzeń społecznych. Scruton uważa jednak, że prawo nie jest
despotyczne, dopóki ma autorytet i nie musi się odwoływać do zwykłej
przemocy [ 50 ].
Jest to jakaś odpowiedź, ale zdanie się na kulturę niestety spowodowałoby
napięcia etniczne wewnętrzne i międzynarodowe, jest to też otwarta droga do
tyranii większości. Te tak nienawidzone i nierozumiane przez konserwatystów
prawa człowieka i inne liberalne standardy, mają tą zaletę, że tworzą płaszczyznę
prawną PONAD kulturami. Według liberalizmu człowiek nadsekwański czy nadwiślański
jest głównie człowiekiem. Konserwatysta De Maistre uważał z kolei wręcz,
że nie ma ludzi, są jedynie
Niemcy, Włosi, Chińczycy itd. Niestety konserwatyzm nie rozumie zalet
ponadnarodowych instytucji, które w jakieś formie (kościoły, arystokracja,
masoneria) zawsze istniały i przecież często z pożytkiem, a nawet jeśli
nie, to nie były szkodliwsze od ciasnego nacjonalizmu jaki proponuje autor.
Warto tu wspomnieć, że niedawno Austriacki pisarz Robert Menasse postanowił
odczarować mit o straszliwie rozdętej ślamazarnej i niekompetentnej
biurokracji unijnej, stwierdzając po wizycie w instytucjach unijnych (początkowo
miał zamiar napisać własną wersję kafkowskiej urzędowej traumy), że jest
ona skromna, i fachowa, niczym najlepsi ministrowie najlepszych lat reform oświeconego
cesarza Józefa II Habsburga (pan. 1780-1790). Menasse ostrzegał przed
narodowymi i nacjonalistycznymi odruchami przykrawania UE, i czynienia z niej chłopca
do bicia w imię załatwiania głosów wyborców narodowych. Całkiem słusznie
Menasse, jak prawdziwy liberał stwierdził, że to naród niemiecki czy
austriacki czy jakikolwiek inny jest sztuczny i abstrakcyjny w porównaniu z instytucjami realnie działającymi jak UE czy ONZ. I to raczej po nich, a nie
po narodowych mitach o urojonej jedności oczekiwać można czegoś dobrego
[ 51 ].
Ludzie łączą się wokół uniwersalnych idei, a nie krwi i ziemi, nawet jeśli
myślą o np. „polskości" to mają na myśli nie polskość, lecz jakieś
wartości, które zawsze istnieją także poza Polską.
Socjalistom dostaje
się od Scrutona za to, że zakładają, że można zmienić kontrakty między
jednostkami, jeśli kłócą się one z tzw. „sprawiedliwością społeczną",
stąd Scruton potępia np. ustawę o czynszach z 1968, która nie pozwala
eksmitować najemców, ale może sprzedać dom razem z nimi. Faktycznie takie prawo
może wpędzić właściciela w nędzę, i nie jest szczególnie udane [ 52 ] i może stanowić dowód na pewną nieżyciowość konceptu „sprawiedliwości
społecznej", ale gdyby ruszyć głową, to nawet na jej bazie można by
sytuację odwrócić na korzyść właścicieli. Jednak generalnie trzeba
zaznaczyć, że Scruton akceptuje ustawodawstwo socjalne, choć ciekawe, czy
doceniłby znaczenie pewnego wyrównywania zarobków dla spokoju w państwie (państwa
mniej rozwarstwione zarobkowo jak Szwecja i Holandia mają dalece mniejszą stopę
przestępczości niż państwa bardziej kontrastowe; jak W. Brytania, USA i Brazylia).
Scruton
nie wierzy w prawo międzynarodowe i doktrynę prawa naturalnego, w Grocjusza, oświecenie i kodeks Napoleona, twierdząc, że „naturalna
sprawiedliwość" jest ZAWSZE „niewolnikiem klasy rządzącej"
[ 53 ],
ale bez władzy sprawiedliwość nigdy nie jest
możliwa (co przyznaje sam Scruton, i ja nie przeczę), natomiast więcej
znajdziemy w historii przykładów, gdy doktryna prawa naturalnego pomogła łagodzić i uczłowieczyć kodeksy, pytając o sens niektórych co głupszych tabu i nawyków,
niż sprowadzała tyranię. Potem Scruton mnoży peany dla rządów prawa, cóż
posłuszeństwo „nie ludziom lecz prawom" to doktryna liberalna Locke’a i Kanta, a nie konserwatywna. Nieładnie złodziejaszku...
Scruton sprzeciwia się
sprowadzaniu polityki do ekonomi (ja też — uważam, ze liberalizm społeczny
jest co najmniej równie ważny, jeśli nie bardziej od wolnego rynku), i akumulacji i rozdawnictwa dóbr, słusznie zauważając, że konserwatyzm nie
wymaga kapitalizmu (faktycznie — najlepiej miał się w autarchicznym
feudalizmie). Nie uważa, że ubóstwo wyklucza godne i sprawne rządzenie, czy
rozwój sztuk (daje przykład renesansowych Włoch, i obecnej rzekomej pustki
artystycznej — chyba zapomniał np. o X muzie) [ 54 ].
Scruton dziwi się, czemu wszyscy konserwatyści jak jeden mąż przestali
wspierać holistyczne teorie polityczno-społeczno-gospodarcze jak teoria
Keynesa, na rzecz wolnego rynku [ 55 ],
argumentuje bowiem, że „lojalność wymaga ustalonych oczekiwań", zapewne
ma na myśli pomoc ze strony rządu. Ten postulat pozostawiam bez komentarza, bo
sam nie jestem jakimś zaprzysięgłym wolnorynkowcem. Wielu liberałów też
akceptuje pewien interwencjonizm, choćby Hobshawn czy Lloyd George. Nie wierzę,
że to piszę, ale w jednej kwestii ma Scruton rację, iż nauki ekonomiczne z Marxem, Hayekiem, Galbraithem i Froedmannem zawłaszczyły nauki społeczne, i powstało złudne wrażenie, ze ekonomia tłumaczy wszystko [ 56 ].
Na niedawnej konferencji w Słubicach, jeden z wykładowców pięknie wykazał,
że ekonomiści nie mogli przewidzieć
obecnego kryzysu, bo ma on przyczyny nie tylko ekonomiczne, ale tych oni nie
badają, choć wypowiadają się tak, jakby badali. „Ekonomia ma się do
polityki … jak neurologia do uczuć" powiada Scruton [ 57 ].
Autor nie akceptuje prostej dychotomii kapitalizm-socjalizm. Własność,
Scruton rozumie jako nie tylko bazę konsumpcji, ale też kategorię estetyczną — o własne dbamy [ 58 ],
Scruton dopuszcza regulowanie cen niektórych produktów i konfiskatę dóbr, atakując po trosze Milla i jego koncepcji własności jako
prawa wyłączności rozporządzania (przy okazji kpiąc z zaimków męskich i żeńskich jakie ten feminista stosował) [ 59 ].
Podatek dochodowy,
jak pisze Sruton, był pomysłem konserwatywnego gabinetu Peela z 1842 roku i sprawdził się jako regulator fiskalnych stosunków; państwo-obywatel
[ 60 ].
Analizuje Scruton podejście Gibbona do „ciemiężycielskich" podatków, i Marxa — wg którego zysk pracodawcy, także państwa jest formą pracy
przymusowej i zawłaszczenia. Progresywne opodatkowanie jakie zalecali Paine
(wyrównanie społecznych dóbr — Rights of Men, cz. II, rozdz. 5) i Shaw
(socjalizm jako ekon. aspekt demokracji) [ 61 ],
nie podoba się jednak Scrutonowi — uważa on, że naraża on państwo na
konflikt z bogaczami, więc lepiej jest legitymizować nierówność, niż
wymuszać równość majątkową, gdyż i tak „ludzi nie razi bogactwo tych, z którymi nie mają zwyczaju się mierzyć". Nie przypada mu też do gustu argument
Keynesa o progresywnym podatku, jako próbie wtłoczenia bezczynnej nadwyżki w obieg rynku [ 62 ].
Nierówność, jest fantomem, z którym nie warto walczyć. Tak samo akceptuje
Scruton kapitalizm, bo nie zna systemu
gosp., który dawałby dumę z pracy, a jednocześnie eliminował konkurencję
[ 63 ].
Jednocześnie uważa Scruton, że nieskrępowane prawo rynku rodzi monopole
(Thomas Woods by się tu nie zgodził) [ 64 ],
co ciekawe za formę monopolu uważa on też przywileje dla związków zawodowych
(nieuczciwość wobec niezrzeszonych). Stąd Scruton chwali XIX-wieczną CP, za
ograniczanie wolnego rynku, a XX-wieczną za keynesizm, Thatcher i jej
wolnorynkowców nie trawi. Krytykuje Scruton także dychotomię
kapitalizm-feudalizm, trafnie zauważając, że przecież chłopi pańszczyźniani
mogli czasem handlować [ 65 ],
stąd marksistowskie dualistyczne koncepcje są mało życiowe (w książce o lewicy pisze równie trafnie, że feudalizm to bardziej system prawny niż
gosp.) Przeciwny jest Scruton prawom do strajku, a zwolennikiem nacjonalizacji
nierentownych gałęzi gosp. Dalej pisze autor, że więź państwo-obywatel nie
ma charakteru kontraktualnego i jest jak rodzic — naturalnym autorytetem
[ 66 ], i w tym miejscu znów się z nim nie zgadzam — dla mnie ludzie głosują
nogami, i czasem przenoszą się do innego kraju, jeśli ten nie spełnia
podstawowych potrzeb. Konserwatyści lubią feudalizm, bo podoba im się
koncepcja dziedziczenia dóbr po przodkach [ 67 ],
dążą oni bowiem do opodatkowania dochodów, a nie majątku; cóż stara śpiewka
jak w XVIII wieku; landed interest przeciw moneyed interest (tu Scruton jest
„godnym" następcą Bilingbroke’a).
Dalej mamy mowę, o tym co konserwatyści lubią najbardziej — czyli o poczuciu rzekomego, a przynajmniej rzekomo większego niż kiedyś poczucia niepewności, alienacji,
rozdygotania [ 68 ] i bezsensu pracy współczesnych ludzi. Krew mnie zalewa jak słyszę takie
marudzenie. Według Scrutona liberalizm widzi ludzi jedynie w wymiarze
ekonomicznym, więc posługuje się on wariata… pardon niemieckimi
romantykami, by przypomnieć sobie, że ludzie mają też „głębię". Pisze
Scruton, że u Feuerbacha i Hegla człowiek ma pewien wymiar gatunkowy (byt
gatunkowy), jakiego liberałowie nie widzą. Oparta ponoć jedynie na
zaspokajaniu rynku, współczesna praca alienuje, bo wykonujący ją jest odłączony
od wspólnoty. O tej alienacji pisał już ponoć Hegel [ 69 ], a Marx sądził, że jedynie zniesienie własności prywatnej tą alienację
zakończy. Znowu widzimy, że konserwatyści, jak socjaliści dobrze się czują w dużej kupie… Wyalienowanym społeczeństwem, jak pisze autor, „nie daje
się rządzić na sposób konserwatywny" — mam nadzieję.
To nieustanne
konserwatywne smędzenie o alienacji i rodzinie, oraz rodzinnych wartościach,
ma w sobie coś dziwnego. O wiele mniej piszą oni o przyjaźni i koleżeństwie, a przecież przyjaźń i koleżeństwo są dla liberała czymś równie drogim,
jak dla konserwatysty ta tradycyjna tj. patriarchalna rodzinka. Zauważmy, że
przyjaźnie od relacji rodzinnych różnią się tym czym liberalizm od
konserwatyzmu — są dobrowolne i wynikają nie z przypadku, lecz z wyboru, nie z geografii — lecz np. ze wspólnych pasji i podobieństwa „duszy", w końcu
mówi się: amicus alter ego. Znakomicie współczesne liberalne społeczeństwo
uchwycił serial, o tytule, nomen omen: „Przyjaciele" (Friends), tytułowi
bohaterowie starają się mieć dobre stosunki z rodzicami, ale z przyjaciółmi
mają dobre relacje bez starań. Myślę, że całe to konserwatywne biadolenie,
wynika z niezrozumienia głębi alternatywnych wobec rodzinnych, a równie głębokich, a może nawet doskonalszych relacji, na które jest czas w liberalnym społeczeństwie,
bo zachłanna patriarchalna rodzina nie stoi z batem i przesądami nad uchem!
Jest nawet takie powiedzenie, „całe szczęście, że przyjaciół możemy
sobie wybierać, bo na rodzinę jesteśmy skazani" — i nie mówię tego,
jako pokrzywdzony przez moją rodzinę, lecz po prostu przytaczam prawdziwe i słuszne
stwierdzenie.
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 Dalej..
Przypisy: [ 50 ] R. Scruton, Co znaczy konserwatyzm, s. 124. [ 51 ] A, Krzemiński, Nadchodzi wiosna
Europy? , Przegląd Polityczny Nr 115/116 2013, s. 38-45. [ 52 ] R.
Scruton, Co znaczy konserwatyzm, s. 128. [ 64 ] Warto zobaczyć co Th. Woods pisze o ustawach antytrustowych — uważa je za niepotrzebne. [ 65 ] Scruton, ibidem, s.164-165 « Recenzje i krytyki (Publikacja: 14-03-2013 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8822 |
|