|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Czytelnia i książki » Recenzje i krytyki
Roger Scruton – czyli konserwatywny obraz świata [6] Autor tekstu: Piotr Napierała
Wróćmy jednak do
naszego marudy. Znów cytuje on Hegla, który odniósł się do postulatu Kanta,
by traktować ludzi jako cele, a nie środki, oraz, że to ma sens tylko wtedy,
gdy nie tylko nas samych, ale i innych traktujemy jako cele [ 70 ],
myślałem, że ta zasada jest dopełniona przez liberalną zasadę Voltaire’a,
iż nasza wolność kończy się tam gdzie zaczyna wolność innych, ale co ja
tam wiem...I znów litania
marudzenia o wyalienowanej, z kontekstu społecznego, pracy, która nie daje
poczucia sensu. Ale tak chyba panie Scruton było zawsze, nieliczni mają pracę,
która jest jednocześnie i hobby i pasją, na pewno nie mieli jej chłopi pańszczyźniani w konserwatywno-feudalnym porządku XVII wieku… Ano tak pan Scruton nie
poczuwa się do baroku, natomiast pisze, o ostatnich 400 latach jako
liberalnych...
Scruton cytuje
arcyciekawą myśl Feuerbacha o religii, głoszącą, iż religia szkodzi
humanizmowi i humanitaryzmowi, gdyż wszystkie cnoty przelewa na bóstwo, tak, iż
dla człowieka nic już nie zostaje. Oczywiście Scruton uważa myśl za
„dziwaczną" [ 71 ],
zapewne dlatego, że nie jest w stanie jej inaczej zagłuszyć, ani odeprzeć.
Natomiast ciekawie odnosi ją do spostrzeżenia Fromma o fetyszyzacji własności.
Choć Fromma i Feuerbacha, Scruton oczywiście nie lubi, to jednak zgadza się, z tym pierwszym, że w naszych czasach istnieje pewien fetyszyzm towarowy
[ 72 ].
Temu fetyszyzmowi przeciwstawia Scruton model angielskiego gentlemana, który o forsie nie gada, który to model jest ceniony w świecie [ 73 ].
Bo ja wiem? Cenimy chyba angielski złośliwy i nieco bluźnierczy humor tych
gentlemanów (np. to zdanie z „Rydwanów Ognia": „za moich czasów
pierwszy był król, a dopiero potem bóg"), ich akcent i maniery, ale raczej
chyba nie to dziwaczne purytańsko-spartańskie upodobanie do niewygód (jak to
zabawnie określiła Lady Grantham Cora Crawley, amerykańska żona lorda
Grantham z serialu Downton Abbey) [ 74 ]. W XIX wieku brytyjskie nie gadanie o forsie miało po prostu ukryć fakt, że
cholerni cudzoziemcy z Detroit czy Berlina mają ich więcej.
Ulubiony argument
konserwatystów pod tytułem: liberalny homo oeconomicus nie może być
heroiczny, oczywiście się pojawia u Scrutona [ 75 ], i jest równie głupi jak zawsze. Bo z jednej strony faktycznie już Montesquieu
pisał, że handel łagodzi obyczaje, ale z drugiej taki Defoe opisywał przecież
heroiczne zmagania ludzkie o przetrwanie w dżungli tropikalnej (Robinson
Crusoe) i wielkomiejskiej (Moll Flanders).
W swej bałaganiarskiej
książce, Scruton nawraca raz po raz do już poruszonych problemów, często
obiecując ich rozwinięcie gdzie indziej , czego nigdy nie robi. Nie jego wina,
konserwatyzm bazuje na niekonsekwentnych strachach i maniach, i jest
intelektualnie jałowy. Stąd pod koniec księgi znów mamy brednie o seksie
zastępującym dziś miłość i ludzie stosunki. Może po prostu Scrutona
martwi to, że ludzie są mniej sentymentalnie fałszywi niż kiedyś? Bill Maher
ciekawie rozszyfrował amerykańskich republikanów jako niepoprawnych
sentymentalistów, być może wszyscy konserwatyści są spadkobiercami
romantyzmu i nielogicznej czułostkowości (na zasadzie: „ach rodzina, ach płotek,
ach czerwone dachówki, versus — ci cholerni Cudzoziemcy!").
Tradycyjne rodzina o jakiej piszą konserwatyści to twór mityczny. Jaką mają
na myśli? Mieszczańską rodzinę „koleżeńską"? małżeństwo
kontraktowe? partnerskie? patriarchalne? Ciekawie rozgryzł to Penn Garvaise, w poświęconym
family
values odcinku swego programu [ 76 ].
Miesza
Scruton dalej wszystko ze wszystkim, pisząc o potrzebie wartościowania, jako
podstawie ludzkiego zachowania, edukacji, sportu, kultury [ 77 ].
Wszystko pięknie, tylko skąd u niego przypuszczenie, że np. liberałowie nie
wartościują? Przecież muszą choćby liberalizm woleć od innych systemów
prawda? Tym, o co mu naprawdę chodzi, jest hierarchia, i miesza on dziedziny, w której jest ona niezbędna jak np. edukacja, z tymi w których jest ona
zdecydowanie mniej potrzebna, lub wręcz szkodliwa.
Nieco ciekawiej
traktuje Scruton o establishmencie. Pisze on na przykład, że na skutek flirtu
Conservative Party z liberalizmem w latach 80., konserwatyści patrzą na
establishment z punktu widzenia jednostki [ 78 ], a nie jego samego. Scruton nie podziela fascynacji wielu zachowawczych autorów
samorządami, ponieważ uważa, że brytyjskie władze lokalne są martwe (tj.
nie „zrośnięte" z „duchem" mieszkańców — zabawne jest to
organiczne konserwatywne podejście) [ 79 ].
Wierzy jednak Scruton w religijne podstawy powinności obywatelskich, i cytuje Douglasa
McGarela Hogga, 1. wicehrabiego Hailsham (1872-1950), który był przekonany o organicznym związku religii z duchem obywatelskości. Swoją drogą ciekawe, że
tylko dlatego, że rzeczywistość jest całością, tak łatwo wielu z nas
wierzy w organiczne związki, a przecież równie zasadne byłoby połączenie
obywatelskości z np. liberalizmem czy urbanizmem...
Scruton wie, że religia jest dziś mocno „odczarowana" i oceniana głównie z zewnątrz — a więc antropologicznie, a nie od wewnątrz z perspektywy człowieka
średniowiecza, mimo to zaleca hodowanie religii jako podstawy obywatelskiego
ducha wspólnotowości, pokazując przykład T.S. Elliota, jakoby samoświadomego
wiernego, ale nie obłudnego. Co ciekawe Scruton uważa, że pielęgnowanie
religii jako podstawy ducha obywatelskiego, jest dobre i dla sceptyków, a jako
przykład społeczeństwa, w którym mamy transcendentalne więzi bez
transcendentalnych bytów, podaje Japonię [ 80 ],
wszystko to wpasowuje się doskonale w tradycyjnie instrumentalne konserwatywne
podejście do religii jako narzędzia dyscypliny społecznej, ale odwoływanie
się do przykładu Japonii, pokazuje wyraźnie, że cały ten pomysł
stymulowania religii, jest tak samo konstruktem społecznym jak liberalne
wzmacnianie pierwiastka indywidualizmu, co wyklucza wszelkie konserwatywne
pretensje do naturalności.
Scruton ceni KrK jako
przykład „establishmentu, który nie odwołuje się do siły militarnej"
[ 81 ],
to prawda KrK z musu odwołuje się, jak inne kościoły, do propagandy. Kościoły
jednak nie są przecież jedynymi takimi organizacjami, by po ich np. zniknięciu
miała nastać pustka. Scruton ubolewa, że KrK i inne organizacje religijne
chorują obecnie na „trzecioświatyzm" i zajmują się misjami
charytatywnymi w Afryce, zamiast dbać o podtrzymanie doniosłości momentu śmierci.
Scruton uważa, że „świecka ideologia", za którą uważa poprawność
polityczną (nie bacząc, że np. sekularny liberalizm nie uznaje poprawności
politycznej, bowiem koliduje ona z wolnością słowa) powodując demistyfikację
intelektualną religii, dokonuje jednocześnie mistyfikacji podstawowych rzeczy
jak narodziny, pożycie czy śmierć [ 82 ]. Z kontekstu wynika, że ma on tu na myśli ustawiczne zastanawianie się co jest
słuszne na poziomie działań konkretnych jednostek, zamiast odwoływania się
do tradycji. Nie dostrzega — jak to konserwatysta — zmienności, niepewności i opresyjności tradycji. „Świecki obraz kondycji ludzkiej jest niezadowalający" — powiada Scruton i dodaje, że"religia
się odrodzi". No cóż tego jeszcze wiedzieć nie możemy. Wiadomo, że instytucje religijne walczą jak mogą, by pozbawić ludzi wiary we własne siły, i znów przykleić do niebios. Z pewnością świecka kultura nie wystarcza
Scrutonowi. Dawny Kościół, jak pisze Scruton, legitymizował egoizm bogatych i pocieszał biedaków, owszem ale czy naprawdę kastowość pomaga jako lek na
zawiść wobec bogatszych?
Tak samo niezbędna
jest według Scrutona hierarchia. Cytuje Shakespeare’a, by pokazać że elżbietański mieszczanin uważał istnienie szlachty i jej rządy za gwarancję,
iż nie będą wszyscy z wszystkimi walczyć o pozycję społeczną
[ 83 ].
Cóż może na to odpowiedzieć liberał? Na przykład to, że uwolniona energia
konkurujących jednostek jest pożądana, np. demo-liberał Paul Johnson świetnie
udowadniał to na przykładzie Cromwella.
Państwo opiekuńcze
Bismarcka uważa Scruton za społeczną konieczność, bowiem możni i kościoły
już nie opiekują się biednymi na masową skalę [ 84 ].
Ciekawe czy pojmuje jak różną skale pomocy oferuje obecnie państwo opiekuńcze, w stosunku do dawnych możnych i kościołów. Zapewne tak, ale nie podkreśla
tej różnicy, bo mógłby być zmuszony przyznać, że państwo opiekuńcze i tak musiałoby kiedyś nadejść by zapewnić naprawdę realną pomoc. Pamiętam,
jak czytałem, że w XVIII-wiecznym Liverpoolu biedota mieszkała stłoczona w piwnicach; gdzie wówczas były szlachta i kościoły? Scruton polemizuje z konserwatystami z USA, takimi jak Iving Babbit Czu Paul Elmer, którzy byli
zdecydowanie niechętni socjałowi [ 85 ].
Podoba mu się jednak pomysł amerykańskiego work-fare, tj. tak skonstruowanego
modelu socjalnego, by nie nagradzać biedy lecz aspiracje.
Potem znów Scruton
wypisuje głupstwa o państwie narodowym, stwierdzając m.in., że wprawdzie,
„żaden najemnik nie zaplanowałby bitwy nad Sommą… jednak nie ma szczęścia
społeczeństwo które nie rości sobie pretensji do państwowości". Uznaje
zaraz potem, że państwo narodowe zapewnia ład, i krytykuje ojców UE za
przekonanie, że narody wojny wywołują, a unie uśmierzają, choć przykład
USA i CSA (1860-1865) pokazuje inaczej [ 86 ].
Myli się we wszystkim; USA i CSA to była wojna dwóch państw — dwóch
wielonarodowych unii, a nie jakiejś federacyjnej unii z poszczególnymi stanami
(zresztą po części była to wojna narodowa — szkoto-holendro-niemco-anglicy z północy, przeciw angielskiej arystokracji z południa), poza tym dlaczego ciągle o państwie narodowym gardłuje człowiek mieszkający w Unii wielonarodowej,
jakim jest UNITED Kingdom.
Następnie Scruton
skręca w kierunku kolejnego bożka konserwatystów — silnej władzy, który
to bożek kazał von Papenowi poprzeć Hitlera, o czym oczywiście nie ma ani słowa w omawianej książce; zresztą Scruton generalnie traktuje Niemców jako gorszy
gatunek i mówi o nich zawsze źle. Uważa Scruton, że liberalno-demokratyczna
władza, która ma tendencję do stałego reformowania się, skazana jest na
prowadzenie polityki niejasnej i kunktatorskiej [ 87 ],
choć dałoby się podać przykłady królów np. wiecznie zmieniających
sojusze (np. Henryk VIII czy Jan III Sobieski), a sam podaje przykład De
Gaulle’a — polityka silnego i zdecydowanego, mimo iż rządzącego w państwie
demokratycznym [ 88 ].
Dość odważnie chwali Scruton wielkonosego generała wobec swych braci
Brytyjczyków… za to, iż pamiętał, że ważniejsze są „codzienne
konieczności polityki" od ideałów, takich jak „głupawy mit postępu"
[ 89 ],
który nakazuje każdą politykę uznawać za postępującą lub cofającą. De
Gaulle był silny, bo zmienił ustrój RF, o czym już Scruton nie wspomina.
Poza tym generał też miał swoje idees fixe i ideały. Wiem, że Scrutonowi
zapewne chodziło o niezłomną walkę generała o francuską rację stanu, ale
czy jego upór, nie zaprzepaścił np. szansy by UZE zastąpiła NATO? A przecież
to by było bardzo korzystne dla zwolenników niezależności Francji od USA i zobowiązań atlantyckich.
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 Dalej..
Przypisy: [ 77 ] R. Scruton, Co znaczy konserwatyzm, s. 208. « Recenzje i krytyki (Publikacja: 14-03-2013 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8822 |
|